Kamil Stoch zdobył drugie złoto olimpijskie w Soczi, choć przyznał, że drugi skok na dużym obiekcie nie był najlepszy. Sobotnie zwycięstwo dedykował żonie, która w tajemnicy przed nim przyjechała do Rosji.
"Zepsułem drugi skok, był za agresywny, odbicie było skierowane za mocno do przodu. Potem walczyłem o przetrwanie w powietrzu, robiłem wszystko co mogłem, aby wyciągnąć jak najwięcej i się udało" - powiedział Stoch na konferencji prasowej na Krasnej Polanie.
Polak, który wygrał także rywalizację na mniejszej skoczni, w sobotę uzyskał 139 i 132,5 m oraz łączną notę 278,7 pkt. Wyprzedził 41-letniego Noriakiego Kasaiego - 277,4 pkt (139 i 133,5) oraz Słoweńca Petera Prevca - 274,8 (135 i 131 m).
"W ogóle do mnie nie dociera, że znów zwyciężyłem w konkursie olimpijskim. Czuję się jakbym wygrał normalne zawody Pucharu Świata. Szkoda tylko, że punktów nie dopisują do klasyfikacji. Po wylądowaniu wcale nie byłem pewny, że jestem pierwszy. Chwile w oczekiwaniu na końcowy rezultat bardzo się dłużyły. Nie powinno się tak robić, to były tortury" - dodał mistrz świata z 2013 roku.
Triumf na dużej skoczni nie był tak bezdyskusyjny, jak zwycięstwo kilka dni temu na normalnym obiekcie. Stoch przyznał, że cieszyłby się nawet, gdyby zajął drugie lub trzecie miejsce.
"Bo medal jest medalem. Rozczarowany byłbym, gdybym znalazł się poza podium. Ale mam dwa medale i to jest naprawdę sporo. W ogóle nie mogę uwierzyć do końca w to, co się naprawdę dzieje".
Miłą niespodziankę sprawiła podwójnemu mistrzowi olimpijskiemu jego żona i jednocześnie menedżer Ewa, która w tajemnicy przed nim w sobotę przyleciała do Rosji. To jej Stoch zadeklarował drugi złoty "krążek".
"Od rana się denerwowałem, ale mój nastrój zmienił się po przylocie żony. Wyskoczyła ze... skrzyni, to była taka niespodzianka, że przez pół dnia zbierałem szczękę. Bardzo pomogła mi jej obecność, odciągnęła mnie od myślenia o zawodach, za co dziękuję" - dodał.
Stoch nie ukrywał, że obawiał się o przebieg rywalizacji ze względu na warunki. Wiatr był powodem odwołania serii próbnej.
"Wiedziałem, że zawody jakoś będą rozegrane, ale zastanawiałem się, czy będą sprawiedliwe? W loteryjnych warunkach mogły być niesprawiedliwe. Na szczęście wiatr ucichł i w sumie aż tak nie wypaczył wyników" - stwierdził zawodnik z Zębu.
Stoch zapowiedział, że po powrocie do Polski zacznie budowę domu, ale wcześniej czeka go jeszcze konkurs drużynowy w Soczi.
"Na pewno za nikogo z drużyny nie będę brał odpowiedzialności, bo każdy z nas ma swoją pracę do wykonania. Chłopaków stać na bardzo dobre skoki i jeśli tak się stanie, to będzie elegancko" - zakończył.