Podobno trzy czwarte uczniów uważa, że do seksu wystarczy miłość, a reszta nie widzi potrzeby ani miłości, ani małżeństwa. To co? Dać im więcej prezerwatyw?
14.02.2014 15:50 GOSC.PL
Piątkowym gościem w radiowej „Jedynce” była szefowa MEN Joanna Kluzik-Rostkowska. Mowa była o podręczniku, którym władza zamierza obdarować dzieci. Ale że walentynki, to pani redaktor wyciągnęła temat szkolnej edukacji seksualnej. Aby pokazać, jak bardzo niewystarczająca jest tego rodzaju edukacja w obecnym kształcie (czuło się, że jest gorącą orędowniczką modelu feministycznego), przedstawiła, nieco dziwnie wyliczone, dane: „Trzy czwarte uczniów badanych w Polsce uważa, że do sypiania ze sobą wystarczy miłość, 38 proc. uznało, że seks nie wymaga ani miłości, ani małżeństwa. I młodzież w wieku 16-20 lat przyznaje się do uświadomienia seksualnego średnio w wieku 12 lat. To prawie o 2 lata wcześniej niż osoby będące w wieku 44-45. No i pewnie się pani minister nie zdziwi, kiedy dodam, że źródłem tego uświadomienia nie jest ani szkoła, ani rodzice” – powiedziała.
Co ciekawe, minister Kluzik-Rostkowska nie obiecała na to pani redaktor, że wprowadzi obowiązkową lewacką seksedukację, a w dodatku powiedziała: „Tolerancja nakazuje mi szanować sytuacje, w których rodzice z powodów kulturowych czy religijnych powiedzą »nie« takiej edukacji seksualnej”.
Dziennikarka nie dawała jednak za wygraną. „Ale teraz dzieciaki poruszają się w takiej rzeczywistości od ściany do ściany. Z jednej strony mamy jeden z podstawowych kursów wychowania do życia w rodzinie, w którym nie uznaje się w ogóle antykoncepcji poza metodami naturalnymi, a to, czym dziewczynka różni się od chłopca, nazywane jest zapieczętowanym źródłem życia, nie inaczej, a z drugiej strony mamy nieprawdopodobnie brutalną rzeczywistość internetową, filmową…” – wyliczała.
I tak się robi ciśnienie medialne: nasze dzieci mają być edukowane tak, jak chcą ci „mądrzejsi”, bo my przecież jesteśmy ciemni, wsteczni i się nie znamy. A robi się to m.in. za sprawą interpretowanych po swojemu danych. Jeśli naprawdę trzy czwarte badanych w Polsce uczniów uważa, że do sypiania ze sobą wystarczy miłość, to jaki z tego wniosek? No bo tak się zastanawiam, co jeszcze – wedle pani redaktor – jest potrzebne oprócz „miłości”, żeby ze sobą sypiać? Prezerwatywy i pigułki, prawda? Dużo, dużo tego wszystkiego, no i instrukcja, jak to stosować. To się teraz nazywa „odpowiedzialność”.
Pani redaktor ubolewa, iż 38 proc. badanych uczniów uznało, że seks nie wymaga ani miłości, ani małżeństwa. No ale czemu się dziwić? Gdyby forsowana przez lewicę seksedukacja weszła w życie, w szybkim czasie 99 proc. uczniów zadeklarowałoby taki właśnie pogląd.
Narastająca mentalność antykoncepcyjna wycina wszelkie inne motywacje poza chęcią osiągnięcia maksimum osobistej przyjemności. Jeśli wmówi się małolatom przekonanie, że seks zaistniał w porządku natury dla jakiegoś innego celu niż po to, żeby były dzieci, to po co im małżeństwo? Po co zakładanie rodziny, skoro rodziną powoli nazywa się już wszystko? Po co budować dom, skoro „wolny singiel” woli sobie pohasać? Po co jakieś śluby, jakaś wierność, jakieś zobowiązania, skoro życie jest po to, żeby było fajnie?
Najciekawsze jednak w tym wszystkim jest to, że tacy ludzie nigdy nie mają fajnie. Bo jakoś tak to jest, że szczęście daje prawdziwa miłość, a ona z egoizmem w parze nigdy nie chadza.
Franciszek Kucharczak