Ponad trzy tygodnie minęły od czasu, gdy polscy kapucyni pracujący na placówkach misyjnych w Ngaoundaye, Bocaranga, Ndim apelowali o pomoc w związku z napiętą sytuacją w Republice Środkowej Afryki.
Jak dotąd, pomimo apeli i nagłośnionej przez nich masakry dokonanej 4 lutego przez bojówki Seleka na mieszkańcach miejscowości Nzakoun (zginęły 22 osoby, w tym 9 dzieci), mieszkańcy terenu oraz pracującym tam misjonarze, nie mogą doczekać się ochrony przed kolejnym możliwym napadem.
Ludzie zmagają się z głodem i brakiem podstawowych środków do życia, uciekając w okoliczne trawy (brus). Cały czas też docierają do misjonarzy informacje o kolejnych spalonych domach. "Jest ich podobno bardzo dużo, jakieś 7 km od nas w stronę granicy z Czadem. Westchnijcie za nas. Musimy ściągnąć to wojsko!" - pisał wczoraj brat Benedykt Pączka.
Kapucyni donoszą, że w całej tej sytuacji nie zawiedli Lekarze bez Granic, którzy pomimo zagrożenia byli w stanie przybyć na misję w Ngaoundaye To pierwsza pomoc, która dotarła do kapucynów.
"To organizacja, która powstała wierząc, że wszyscy ludzie mają prawo do opieki medycznej, i że to prawo jest ważniejsze niż granice państwowe. Lekarze bez granic - udało się im przyjechać. Natomiast żołnierze mają duże granice - i nic... nic... i nic. Tak to bywa z tymi, którzy mają granice - zawsze to jakieś przeszkody, nie raz nie do pokonania!" - zauważają gorzko kapucyni.
O sytuacji w RŚA audycja Radia Watykańskiego - posłuchaj misjonarzy:
O akcji pomocy polskim kapucynom i ludziom w RCA, na misji więcej w: Słodki smak pomocy
Więcej o sytuacji w Republice Środkowoafrykańskiej: TUTAJ
kab