Skoki narciarskie na igrzyskach polegają nie tylko na realnej walce o metry, ale też na przechytrzaniu rywali. Trener Łukasz Kruczek przyznał, że wzajemne szpiegowanie najlepszych reprezentacji jest na porządku dziennym.
W niedzielę Kamil Stoch został mistrzem olimpijskim na normalnym obiekcie w Soczi. Zdeklasował rywali, wyprzedzając o kilkanaście punktów Słoweńca Petera Prevca i Norwega Andersa Bardala. Jak się później okazało, Polacy mają swoją tajemnicę dotyczącą sprzętu i być może ona - poza rzeczywiście wysoką formą Stocha - pomogła mu sięgnąć po złoty medal.
"Nie powiem o co chodzi, bo sezon jest długi. To +coś+ sprawdzaliśmy po raz pierwszy w warunkach startowych w Willingen (Stoch wygrał dwa konkursy PŚ - PAP), a wcześniej na polskich skoczniach" - powiedział Kruczek na spotkaniu z polskimi dziennikarzami w tzw. wiosce górskiej.
Szkoleniowiec ujawnił, że latem dla polskiej kadry pracowali "szpiedzy". Z drugiej strony inni też obserwowali z ukrycia biało-czerwonych.
"Wysłaliśmy ludzi, który robili z daleka zdjęcia innym ekipom. Najmniej ważne były odległości w metrach. Chodziło o podpatrzenie, w jakim kierunku ze zmianami idą inni. To bardzo ważne, choć wtedy nic nie znaleźliśmy. Nas też fotografowali. Ciągła gonitwa polega na tym, że chcesz jak najwięcej zyskać, ale też dużo ukryć" - stwierdził Kruczek.
Jego zdaniem, poza tajemniczymi kwestiami dotyczącymi kombinezonów, butów, wiązań itd., bardzo istotny jest dostęp do własnych obiektów. To ten temat, na który od dawna zwracają uwagę polscy panczeniści czy saneczkarze.
"Podstawą jest dostęp do własnej, ale trudnej skoczni. Nie masz obiektu, nie masz zawodnika. Sam sprzęt nie będzie skakał. Musi być sportowiec na wysokim poziomie technicznym, odpowiednio przygotowany motorycznie. Przecież jeśli ktoś usiądzie bez umiejętności w samochodzie WRC, to nawet nim nie ruszy" - dodał szkoleniowiec.
Polskie skoki mają szczęście i do znakomitych zawodników, i do świetnych trenerów. Stoch jest kontynuatorem sukcesów Adama Małysza, który zdobył cztery medale olimpijskie, choć żadnego złotego. Na igrzyskach w Salt Lake City prowadził go Apoloniusz Tajner, zaś w Vancouver Fin Hannu Lepistoe. Pod wodzą Kruczka Stoch sięgnął już po złote medale IO i MŚ. Niewiele jednak brakowało, aby niedzielnego triumfu nie było, polski zawodnik myślał nawet o wycofaniu się z powodów zdrowotnych.
"Kiedyś była taka sytuacja w Harrachovie, że miał ponad 38 stopni gorączki. Zapowiedział, że gdyby nosem ziemię podpierał, to na skocznię pójdzie i będzie startować. Ta jego wczorajsza migrena, złe samopoczucie, były spowodowane stresem. Ale poradził sobie ze wszystkim, jest twardym góralem" - ocenił szkoleniowiec .
Noc po zdobyciu mistrzostwa olimpijskiego była krótka, bowiem po konferencji prasowej, która skończyła się po północy, na Stocha czekała jeszcze kontrola antydopingowa. Do pokoju w wiosce wrócił ok. godz. 3 nad ranem. W tym czasie Kruczek mógł odpisywać na sms-y z gratulacjami.
"Zajęło mi to 1,5 godziny, a jako jeden z pierwszych wiadomość przysłał Hannu (Lepistoe - PAP). Z zaśnięciem nie miałem kłopotu, tyle było emocji tego dnia" - dodał.
Kruczek w samych superlatywach wyraża się o Stochu i pozostałych podopiecznych. Od dawna było wiadomo, że w zespole biało-czerwonych panuje przyjacielska atmosfera.
"Kamil jest typem zawodnika, który bardzo szybko się uczy w każdej sferze życia. Wszelkie wskazówki na skoczni wprowadza natychmiast. Jeśli chodzi o charakter, nadal czasem jest nerwusem, lecz zrozumiał, że to nic mu nie daje. Siła całej grupy polega na tym, że chłopaki trzymają się razem. Nie jest tak, że widzą się tylko od zgrupowania do zgrupowania. Poza sportem funkcjonują na stopie przyjacielskiej na co dzień" - podkreślił.
Wcześniej w kadrze psychologiem był Kamil Wódka, teraz takiej osoby nie ma, choć częściowo jego rolę przejął osobiście Kruczek. Twierdzi jednak, że skoczkowie nauczyli się pewnych potrzebnych zachowań.
"W skokach decydują drobne elementy, a doskonałość to zbiór szczegółów. Przez wiele lat nam Polakom próbowano wmówić, że nie jesteśmy mocni psychicznie, a reszta świata jest odporna, wręcz z powłoką teflonową. Tymczasem w drugiej serii wczorajszego konkursu rywale skaczący bezpośrednio przed Kamilem nie poradzili sobie z presją" - uważa trener.
Kruczek o Stochu mówi, że jest skoczkiem, który ma lepszy każdy kolejny sezon: "Cały czas się poprawia, a patrząc na Noriakiego Kasai, to jeszcze długa kariera przed nim. Kiedyś paraliżowała go chęć osiągnięcia dobrych wyników. Zmieniliśmy podejście do igrzysk, czyli pewną filozofię. Teraz rezultat nie jest celem, tylko nagrodą".
Pytany o porównanie Stocha do Małysza, odparł: "Mają wiele cech bardzo podobnych, ale znalazłby się też koszyk z elementami ich różniącymi. To ludzie o odmiennych charakterach. Identyczni jeśli chodzi o wzrost, podobna waga, także parametry jeśli chodzi o motorykę czy odbicie. Kiedyś, szukając rozwiązania problemu z kombinezonem Małysza, daliśmy jego stary do przetestowania Kamilowi. Nie było Adama, dlatego taka decyzja. Fizycznie są tak podobni, że znaleźliśmy właściwy krój. Wszystko się zgadzało".
Kruczek przyznał, że w swojej pracy trenerskiej miał dwa momenty kryzysowe. "Pierwszy to był rok 2008 i odejście Adama (do Lepistoe - PAP). Drugi miał miejsce na początku poprzedniego sezonu. W trudnych sytuacjach stosujemy tzw. lustro. Markerem zapisuję na lustrze, szybie ważne kwestie, o których rozmawiamy. Dobrze widzieć to, o czym mówimy. Jeśli nie ma szkła, to piszemy na kartce. Ale na niczym takim, z czego nie byłoby można zetrzeć" - zakończył.