W piątek w Soczi rozpoczną się 22. Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Rozwój tej imprezy na przestrzeni 90 lat świetnie obrazują liczby - zawody trwają dłużej, kilkakrotnie wzrosła liczba konkurencji i uczestników, a prawa telewizyjne kosztują ponad miliard dolarów.
Różnica jest widoczna gołym okiem - na inauguracyjnych zimowych igrzyskach w 1924 roku wystąpiło 258 sportowców z 16 krajów, którzy walczyli o 16 kompletów medali. Impreza trwała 12 dni, a obsługiwało ją 88 dziennikarzy z 14 państw.
Minęło 90 lat i olimpiada zmieniła się w wielkie przedsięwzięcie sportowo-marketingowe. Tegoroczna w Soczi będzie pod każdym niemal względem rekordowa, choć i tak nieco odstaje jeszcze od "starszego brata", czyli igrzysk letnich.
Organizacja "białej olimpiady" przynosi MKOl 40 procent czteroletnich dochodów. Nie wiadomo dokładnie, jakie zyski przysporzy Soczi, ale po igrzyskach w Vancouver (2010) i Londynie (2012) do kasy w Lozannie wpłynęło ponad 8,05 miliarda dolarów. Zasadniczą część tej sumy zapewnia sprzedaż praw telewizyjnych. W 1958 roku MKOl dodał do karty olimpijskiej artykuł 49, który przewidywał, że będą one przekazywane oferentowi proponującemu najlepsze warunki.
Ich sprzedaż nastąpiła po raz pierwszy przed igrzyskami w Squaw Valley w 1960 roku, a amerykańska sieć CBS zapłaciła za nie 50 tysięcy dolarów. Zawody relacjonowane były także przez telewizje 18 krajów europejskich.
Ówczesny przewodniczący MKOl Amerykanin Avery Brundage nie przewidywał nawet, jak wielki wpływ na ruch olimpijski wywierać będzie w przyszłości telewizja. Bagatelizował jej rolę, przypominając, że igrzyska rozwijały się pomyślnie przez 60 lat bez jej udziału.
Nie przypuszczał zapewne, że nie tylko zasięg telewizyjnych relacji, ale i kwoty oferowane za prawa transmisji wzrastać będą lawinowo. Od Squaw Valley do Vancouver stawka wzrosła ponad 25 tysięcy razy. Liczba krajów, które zakupiły prawa do przekazu, zwiększyła się z 18 do ponad 200.
Soczi, choć na razie nie ma oficjalnych danych, nie poprawi raczej wyniku Vancouver. Cztery lata temu prawa telewizyjne sprzedano za 1,28 mld dolarów. Teraz jest pewne, że sieć NBC za możliwość relacjonowania wydarzeń z rosyjskiego kurortu zapłaciła 963 mln dolarów.
Igrzyska w Cortina d'Apezzo w 1956 r. Sixten Jernberg na trasie biegu narciarskiego Olle Seijbold / Pressens bild / CC 1.0 Za twórcę boomu na zimowe igrzyska uchodzi Juan Antonio Samaranch. Gdy kierował MKOl, czas trwania tych zawodów, głównie na potrzeby telewizji, rozszerzono do 17 dni, więcej - zrównano z letnią olimpiadą. Innym spektakularnym ruchem było złamanie czteroletniego rytmu i decyzja o tym, by rozgrywać igrzyska zimowe i letnie na przemian co dwa lata. Dzięki temu sponsorzy nie muszą wydawać olbrzymich sum dwa razy do roku i czekać na następną okazję do olimpijskiego zaistnienia przez cztery lata.
Za kadencji hiszpańskiego barona podwojona została liczba konkurencji, w których rywalizują sportowcy na zimowych igrzyskach. Jego następca Jacques Rogge dodał jeszcze 20, w tym tak spektakularne i łakome telewizyjnie kąski, jak snowboard czy narciarstwo dowolne. W Soczi rozdanych zostanie aż 98 kompletów medali.
Wiele jednak wskazuje, że impet wzrostu dochodowości został nieco wstrzymany. Soczi to najdroższa zimowa olimpiada w historii, a głosy, że Rosjanie przesadzili z wydatkami są powszechne. Wydali ponad 40 miliardów dolarów, prawie cztery razy więcej niż zakładali w 2007 roku, kiedy MKOl przyznał im prawo organizacji.
Troska o ochronę środowiska oraz nagły wzrost kosztów organizacji sprawiły m.in. że takie regiony, jak szwajcarska Gryzonia, niemiecka Bawaria ze stolicą w Monachium czy Sztokholm, choć mocno usportowione, zrezygnowały z ubiegania się o goszczenie igrzysk w 2022 roku. W wyścigu tym pozostała natomiast kandydatura polsko-słowacka.