752 legalne aborcje dokonano w Polsce w 2012 roku.
To największa liczba w ostatnich latach, ale i tak zdecydowanie mniejsza od tej, którą zanotowano, gdy w naszym kraju dozwolona była aborcja z tzw. względów społecznych, czyli - praktycznie - na życzenie.
W maju 1997 r. Trybunał Konstytucyjny uznał aborcję ze względów społecznych za niezgodną z Konstytucją. Niemniej, w całym tym roku dokonano w sumie ponad 3 tys. aborcji. W kolejnych latach liczba ta była niższa i wynosiła np. w 2002 r. - 159, w 2005 – 225, w 2008 – 499, w 2009 – 538.
Dlaczego aborcji jest coraz więcej? Prof. Stanisław Radowicki, krajowy konsultant ds. ginekologii i położnictwa, tłumaczy to upowszechnieniem się badań prenatalnych. I rzeczywiście, z dokonanych w 2012 r. 752 aborcji aż 701 miało związek z podejrzeniem, że dziecko jest chore lub niepełnosprawne. Tylko jedna aborcja dotyczyła ciąży będącej efektem czynu zabronionego, a 50 zabiegów wiązało się z zagrożeniem zdrowia matki. Liczba aborcji nie wzrosła jednak w takim tempie, jak liczba badań prenatalnych. Od 2009 r. liczba takich badań wzrosła dwukrotnie (200 proc.), a ogólna liczba aborcji – o ok. 40 proc.
Komentując raport rządu, Kaja Godek z Fundacji Pro - Prawo do życia zauważyła, że większa dostępność badań prenatalnych to niejedyna przyczyna rosnącej liczby aborcji. - Obawiam się, że w szpitalach coraz szerzej interpretuje się terminy: „upośledzenie płodu albo nieuleczalna choroba zagrażająca jego życiu", których tak naprawdę nikt nigdy nie zdefiniował i nikt tego nie kontroluje. Wiele wskazuje na to, że najczęstszą przyczyną zabijania nienarodzonych jest zespół Downa, a część abortowanych dzieci może być zupełnie zdrowych, bo wystarczy podejrzenie wady – wyjaśnia.
W 2012 roku wzrosła też liczba noworodków pozostawionych w szpitalu - 1021 (o 263 więcej niż w poprzednim roku). Prawie dwukrotnie w porównaniu z 2010 r. wzrosła też liczba spraw prokuratorskich, dotyczących zabójstw noworodków (34 przypadki). Rośnie też liczba tzw. wymuszonych aborcji i uszkodzeń ciała dziecka poczętego.
– To efekt przesuwania granic. Skoro możemy zabić dziecko na pierwszym etapie życia, dlaczego nie na kolejnym? – pyta Kaja Godek.
jdud /rp.pl