Dzień przed napadem na nasze misje ludzie zaczęli znosić do nas swoje cenniejsze rzeczy... - relacjonuje z Republiki Środkowafrykańskiej, świecka misjonarka, Ewelina Krasnowska. W końcu przyszli Seleka. "Z przewodnikiem, który mówił w sango i dokładnie wiedział gdzie wszystko się znajduje. Oni natomiast mówili po arabsku" - opisuje s. Barbara Samborska SMBP
Doszło do mnie że mogłam zostać zgwałcona… - Ewelina Krasnowska
Dzień przed napadem na nasze misje ludzie zaczęli znosić do nas swoje cenniejsze rzeczy. We wtorek (21stycznia) od samego rana również znoszone są rzeczy do nas. Na mieście panuję cisza, która krzyczy, że coś jest nie tak. Po informacjach z Bocarangi – wszystkie osoby które były u nas (3 rodziny), odesłaliśmy do domów, gdyż już wiemy, że to nie jest bezpieczne miejsce dla nich. W momencie gdy odchodziła ostatnia rodzina, usłyszeliśmy pierwsze strzały. Rodzina cofnęła się na nasze podwórko, jednak s. Basia powiedziała żeby uciekali czym prędzej, misja nie jest bezpiecznym schronieniem.
Przez okna zauważyłam pierwsze motory, 4 osoby na dwóch motorach. Wyszłyśmy przed dom i jeden z selekowców zapytał czy nie ma wroga na posesji. Basia odpowiedziała, że są tylko 3 misjonarki i nie ma więcej nikogo. Kazano nam otworzyć bramę i pojawili się wszyscy – 8 osób, uzbrojeni w kałasznikowy oraz rakiety. Zażądali benzyny oraz samochodu. Basia odpowiedziała że, samochód został wywieziony do Kamerunu. Zażądali pieniędzy, telefonów, komputerów.
Basia poszła do pokoju, a z nią razem jeden z nich – aby dać mu pieniądze, a później każdy z nich wziął nas pojedynczo i kazali otwierać pokoje. Basia miała przygotowane pieniądze około 100 000 CFA oraz Ania 40 000 CFA. Pozabierali wszystkie telefony, które znaleźli, szukali dosłownie wszędzie… powiedzieli że mamy dać samochód. Mamy wsiadać na motor i jedziemy po samochód. Odpowiedziałyśmy że samochód mamy w Kamerunie a motoru nigdy nie miałyśmy.
Po tych przepychankach, zabrali nas każdą z osobna i kazali otwierać pokoje. Będąc w pokoju z jednym z nich, pociągnął mnie za bluzkę liczył na coś więcej. W tym momencie wkurzyłam się i wyszłam z pokoju na dwór. Szedł za mną z karabinem, i na podwórzu przeładował magazynek… bałam się, ale gorszy strach mnie ogarniał jak zostawałam sama z którymś z nich w pokoju. Otwierałyśmy wszystkie pokoje, wchodzili i zabierali co uważali za wartościowe. Cały czas mówili pieniądze, i straszyli nas bronią że nas zabiją. Jednak nic im się nie udało zrobić, próbowali nas nakłonić do współżycia, przymusić bronią. Dopiero później doszło do mnie że mogłam zostać zgwałcona lub po prostu stracić życie…
Pomimo tego że jadąc do RCA na misje dużo wiedziałem o tym co się tutaj dzieje, ta sytuacja jednak pokazała mi do czego są zdolni bandyci pochodzący z CZADU i Sudanu. Dziwi mnie to, że ta wojna nie jest nazwana po imieniu, CZAD przeciw RCA. W momencie kiedy sąsiadujące kraje zamykają granice, Czad przyjmuje tych złoczyńców, jako bohaterów, którzy złupili ten biedny kraj i teraz spokojnie mogą wracać. Ubierają cywilne ciuchy i żyją normalnie.
Nie żałuję mojej decyzji, którą podjęłam aby przyjechać tutaj pomimo tych wydarzeń, które miały miejsce w naszym mieście. Nie chcę opuszczać misji oraz ludzi tutaj mieszkających. Wydarzenia te pokazują jak człowiek może reagować, kiedy jest zagrożone jego życie.
Po tym zajściu (21 stycznia) poprosiłam br. Benka o spowiedź bo tak naprawdę w przyszłości wszystko może się wydarzyć.
kab /Ewelina Krasnowska/Barbara Samborska