Producenci tradycyjnych wędlin bronią nie tylko miejsc pracy, ale i kawałka narodowego dziedzictwa.
Wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne (WWA), z benzopirenem na czele, od kilku miesięcy spędzają sen z powiek producentów „swojskich” wędlin. Te rakotwórcze związki chemiczne wydzielają się w trakcie procesu wędzenia, ale ich obecność stwierdzono także w wielu innych produktach spożywczych, niemających nic wspólnego z dymem. Zanieczyszczenie żywności przez WWA może być na przykład efektem upraw lub hodowli zwierząt w pobliżu ruchliwych dróg, a już na pewno te substancje smoliste przyjmują palacze papierosów. Komisja Europejska postanowiła jednak wziąć pod lupę akurat przyrządzane tradycyjnym sposobem wędliny i wydała dyrektywę obniżającą dopuszczalne normy WWA z 5 mikrogramów w kilogramie produktu do 2 mikrogramów. W całej Polsce działają 1443 zakłady masarskie, wędzące wędliny w dymie z paleniska, ale większość z nich korzysta z nowoczesnych komór wędzarniczych, gdzie nie ma problemu z wypełnieniem nowych rygorów. Rozporządzenie komisji z 19 sierpnia 2011 roku, które wejdzie w życie 1 września tego roku, uderzy jednak w co najmniej 100 małych, rodzinnych firm, głównie w Małopolsce i na Podkarpaciu, których produkcja oparta jest na wielowiekowej tradycji i trudnych do korygowania recepturach. Pracę może stracić około 1500 osób, ale nie tylko o etaty tu chodzi. Sprawa wędzonych tradycyjnie wędlin (i ryb) pokazała, że Polska nie potrafi bronić swojego kulinarnego dziedzictwa, zaś Komisja Europejska wydaje wewnętrznie sprzeczne rozporządzenia.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Piotr Legutko