Po trudnym roku dla prezydenta Baracka Obama, gdy Kongres blokował jego wielkie inicjatywy, a wskaźniki poparcia dramatycznie spadły, oczekuje się, że prezydent USA zapowie w orędziu o stanie państwa skromniejsze, ale niewymagające zgody parlamentu działania.
Obama, jak oczekują amerykańscy komentatorzy, będzie chciał wykorzystać orędzie, jakie wygłosi we wtorek wieczorem na Kapitolu, by przedstawić się jako zdeterminowanego lidera, gotowego w pełni wykorzystać pozostające mu trzy lata na urzędzie. Prezydent, jak ujawnili jego doradcy, skoncentruje się na gospodarce, a zwłaszcza walce z powiększającymi się nierównościami społecznymi.
Transmitowane przez główne telewizje w porze największej oglądalności orędzie o stanie państwa to jedna z najważniejszych okazji dla prezydenta USA, by bezpośrednio zwrócić się do narodu. Choć z każdym rokiem coraz mniej widzów zasiada z tej okazji przed telewizorami, to szacuje się, że wciąż około 30 mln Amerykanów będzie słuchać przemówienia Obamy.
"Choć niewiele przemówień o stanie państwa zostało na dłużej zapamiętanych (...), to mimo wszytko są one bardzo ważne - powiedział ekspert Brookings Institution Thomas Mann. - Zwłaszcza w sytuacji rekordowo niskiego zaufania społeczeństwa dla rządu i ekstremalnie spolaryzowanej i niesprawnej polityki, takie demokratyczne rytuały jak orędzie o stanie państwa bardzo się liczą".
Celem Obamy, jak uważa Mann, będzie przede wszystkim "zasilenie energii" wśród własnych zwolenników, by zapewnić, że po jesiennych wyborach do Kongresu Demokraci utrzymają większość w Senacie oraz wzmocnią pozycje w Izbie Reprezentantów. Poza tym orędzie zapewne posłuży mu, "by zdyskredytować dominującą wśród konserwatystów narrację o konieczności cięć w wydatkach", co podcina szanse na większy wzrost gospodarczy, a więc tworzenie nowych miejsc pracy.
Według różnych sondaży poparcie dla Obamy na zakończenie szóstego roku jego prezydencji spadło do około 42 proc. z ponad 55 w ubiegłym roku. Choć od czasu, kiedy Obama objął urząd bezrobocie systematycznie spada, to w znacznej części wynika to z faktu, że ludzie przestają szukać pracy. Eksperci zwracają uwagę, że na wzroście gospodarczym, jaki powrócił w USA po recesji w 2008 roku, skorzystali najbogatsi, a nie klasa średnia i najbiedniejsi.
Republikanie zablokowali forsowane przez Obamę inicjatywy Obamy, by stymulować wzrost poprzez inwestycje w infrastrukturę. Nie zgadzają się też na podniesienie pensji minimalnej, ani znaczny wzrost wydatków na nauczanie przedszkolne, o co Obama apelował w orędziu rok temu. Za największy sukces Obamy uważa się reformę systemu ubezpieczeń, ale jej jesienny start został przyćmiony ogromnymi problemami technicznymi i oburzeniem części ubezpieczonych, którzy woleli swe dotychczasowe polisy.
Zupełną porażką, także z powodu sprzeciwu Republikanów, zakończyła się próba zaostrzenia prawa o dostępie do broni palnej. Nie udało się nawet wprowadzić obowiązkowych kontroli osób kupujących broń. Inny wielki priorytet Obamy z ubiegłego roku - reforma prawa imigracyjnego, od ponad pół roku utknęła w Izbie Reprezentantów. W tej sprawie pojawiły się ostatnio optymistyczne sygnały po stornie Republikanów i Obama zapewne kolejny raz zaapeluje we wtorek o postęp.
"Obama, bardziej niż przed poprzednimi orędziami zdaje sobie sprawę, jak małe ma szanse na znaczne zwycięstwa legislacyjne w tym roku" - oceniał dziennik "New York Times".
Dlatego, jak uprzedzały cytowane w prasie amerykańskiej źródła z otoczenia prezydenta, nie należy oczekiwać, że prezydent ogłosi we wtorek jakieś nowe wielkie inicjatywy ustawodawcze. Wręcz przeciwnie. Obama ma zapowiedzieć kilka skromniejszych działań, jakie chce podjąć w ramach uprawnień władzy wykonawczej, a więc nie wymagających zgody podzielonego Kongresu.
Chodzi m.in. o przesuwanie środków w budżecie, by zwiększyć zabezpieczenia socjalne i szkolenia dla pracowników z klasy średniej, a także wesprzeć edukację. W ramach prezydenckich uprawnień Obama może też bez zgody Kongresu pchnąć do przodu politykę klimatyczną. Pewne propozycje mają dotyczyć podatków i rozwoju infrastruktury.
Doradca prezydenta Dan Pfeiffer zapewnił w sobotę, że Obama będzie dalej szukał możliwości budowania koalicji w Kongresie, "ale kiedy miejsca pracy i utrzymanie Amerykanów zależą od konkretnych działań, to nie będzie czekał na Kongres".
Mało wiadomo natomiast, co Obama powie na temat priorytetów w polityce zagranicznej. "Chciałbym usłyszeć od Obamy o jego wizji roli USA na świecie" - powiedział w poniedziałek republikański senator John McCain, którego zdaniem USA powinny prowadzić bardziej zaangażowaną politykę na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Syrii, gdzie w trwającej od 2011 r. wojnie domowej zginęło już ponad 100 tys. osób. Obama, choć przez moment planował latem interwencję militarną, zrezygnował z tych planów, stawiając na dyplomację.