Po publikacji „Notatek osobistych” (1962-2003) Jana Pawła II rozgorzała dyskusja, czy kard. Dziwisz nie naruszył woli papieża.
23.01.2014 15:56 GOSC.PL
W Testamencie papież napisał „Notatki osobiste spalić”. Na forach internetowych i w mediach sporo głosów oburzenia. O. Paweł Kozacki OP, przeor klasztoru dominikanów w Krakowie pisze na blogu: „Notatki nie zostały zgodnie z wolą zmarłego spalone, lecz »przyjaciel« książkę z nich drukuje! Nadziwić się nie mogę”. Nie zgadzam się z tą i z podobnymi opiniami.
Rozumiem, że sprawa nie jest jednoznaczna. Ale uważam, że są poważne racje, aby uznać decyzję kardynała Dziwisza za słuszną. Dlaczego? Parę lat temu ukazała się książka „Pójdź, bądź moim światłem” zawierająca prywatną korespondencję bł. Matki Teresy ze swoimi spowiednikami i kierownikami duchowymi. Wydawcą tej książki był o. Brian Kolodiejchuk, postulator procesu beatyfikacyjnego. Przeprowadzając z nim wywiad, zacząłem od pytania, czy ta książka nie narusza woli bł. Matki Teresy, która prosiła o spalenie tych listów. Jeden ze spowiedników tłumaczył swoją decyzję tak: „Wbrew jej wyraźnemu żądaniu, by spalić te kartki po ich przeczytaniu, czułem, że muszę je zachować, ponieważ one odsłaniają ten aspekt jej życia, prawdziwą głębię powołania, której nikt nie zna. Te kartki odsłaniają moc, na której opiera się jej misja. To ważne, aby i siostry, i inni wiedzieli, że jej praca ma korzenie w zjednoczeniu z Jezusem, który umierając na krzyżu, czuje się opuszczony przez Ojca”. O. Kolodiejchuk przekonywał, że doświadczenie Matki Teresy mówi nie tylko o jej własnej świętości, ale może być pomocą dla innych. Jej listy stały się już częścią historii, książka przynosi wielu osobom wielki duchowy pożytek. To prawda, przyznam, że ta książka pomaga mnie osobiście znosić ciemności mojej wiary. Często do niej wracam.
Sądzę, że w przypadku osobistych notatek Jana Pawła II mamy do czynienia z analogiczną sytuacją. Święci przestają należeć do siebie. Stają się w jakimś sensie „własnością” Kościoła i świata. Skoro Kościół wynosi ich na ołtarze, to znaczy, że wystawia historię ich życia na widok publiczny. Po co? Po to, by zobaczyć, że w tej historii działa Bóg. Ślady tego działania są widoczne w konkretnych wydarzeniach, ale także w tekstach (listach, notatkach, homiliach itd.). To wszystko jest przedmiotem badań w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym. W jakimś sensie przez sam proces naruszona zostaje intymność tej osoby. Nawet ciało nie zostaje zostawione w spokoju, ale przeniesione w inne miejsce. Pojawiają się relikwie. Chcemy poznać, dotknąć świętego człowieka, jego taejmnicy. Osobiste notatki Jana Pawła są w jakimś sensie relikwią. Może nawet cenniejszą niż relikwiarze z jego krwią. Bo to relikwia, która mówi. Zdążyłem tylko przejrzeć pobieżnie pierwszy egzemplarz książki. Ale już ta pierwsza lektura przekonała mnie o tym, że mamy do czynienia z wyjątkowym świadectwem. Dzięki tej książce zaglądamy bardzo głęboko do serca naszego świętego Rodaka. Czy w ten sposób bezcześcimy jego pamięć? Czy nie jest raczej tak, że tuż przed kanonizacją, otrzymujemy wyjątkową okazję odkrycia na nowo jego świętości, głębi jego wiary i miłości do Chrystusa i Jego Kościoła?
Kardynał Dziwisz nie ściemnia. Przyznaje, że w testamencie jest dyspozycja o spaleniu notatek. Ale tłumaczy we wstępie: „Nie spaliłem notatek Jana Pawła II, gdyż są one kluczem do zrozumienia jego duchowości, czyli tego, co jest najbardziej wewnętrzne w człowieku: jego relacji do Boga, do drugiego człowieka i do siebie”. Święci należą cali do Chrystusa, cali do Kościoła. Ich życie jest przezroczyste. Jaśnieje w nich Bóg. Notatki Jana Pawła pełne są zdań jak błyskawica. Krótkich zwięzłych, przeszywających. Z biegiem lat coraz krótszych, pisanych drżącą dłonią. „Jestem bardzo w rękach Bożych” – tak się zaczyna. „Deo gratias” – tak się kończy.
Ufam Kościołowi. Jeśli kard. Stanisław, powiernik testamentu i przyjaciel (bez cudzysłowu) Jana Pawła II uznał, że te notatki mają być wydane, to znaczy, że tak jest dobrze, że w swoim sumieniu dokonał takiego rozeznania. Musiał wybierać między jednym dobrem, jakim było absolutne posłuszeństwo testamentowi papieża a innym dobrem, jakim było udostępnienie światu tego „klucza” do wnętrza papieża. Sądzę, że wybrał większe dobro. Nie wierzę, by papież miał mu za złe to nieposłuszeństwo. Jestem pewny, że będzie z tej książki wiele dobrych natchnień, że poznamy lepiej dar, którym był dla nas Jan Paweł II. Więc zamiast osądzać kardynała, czytajmy. A jeśli mówić już o winie kard. Stanisława, to jest to błogosławiona wina.
ks. Tomasz Jaklewicz