W Quebecu rozpoczęły się publiczne wysłuchania w sprawie kontrowersyjnego projektu ustawy nakazującej pracownikom instytucji publicznych neutralność religijną. Rząd tej kanadyjskiej prowincji chce zakazać noszenia widocznych religijnych symboli i nakryć głowy.
Wysłuchania w sprawie "Karty Laickości" rozpoczęły się we wtorek; swoje stanowiska chce przedstawić ponad 250 organizacji i osób. Temat budzi gorące emocje. W środę policja zatrzymała mieszkańca Montrealu, który napisał na Facebooku, że wejście z kałasznikowem do budynku Zgromadzenia Narodowego (taką nazwę nosi parlament prowincji) rozwiązałoby sprawę. Mężczyzna został wypuszczony za kaucją, ale nie wolno mu korzystać z internetu - informowały kanadyjskie media. Te groźby potraktowano poważnie - w 1984 r. w Zgromadzeniu Narodowym przeciwnik Partii Quebeckiej zabił 3 osoby i ranił 13.
Przeciwnicy Karty twierdzą m.in., że Quebec już jest laicki, a sam dokument jest niekonstytucyjny. Inni podkreślają, że Karta szczególnie skrzywdzi muzułmańskie kobiety noszące chusty na włosach czy zakrywające twarz nikaby, uniemożliwiając im pracę.
Zwolennicy Karty mówili, że w projekcie chodzi o budowę tożsamości narodowej, zaś jeśli po uchwaleniu ustawa trafi do Sądu Najwyższego, który zakwestionowałby jej konstytucyjność, to rząd może wykorzystać zawartą w kanadyjskiej konstytucji klauzulę dającą prowincjom prawo odrzucania orzeczeń Sądu Najwyższego Kanady (to tzw. notwithstanding clause).
Minister ds. instytucji demokratycznych Bernard Drainville mówił w wywiadzie dla "La Presse", że "Karta jest niezbędnym środkiem do walki z integrystami, którzy chcą państwa religijnego". Z drugiej strony Karta jest projektem, który - co podkreślają komentatorzy w Kanadzie - pokazuje głębokie podziały w społeczeństwie.
Wysłuchania potrwają do wiosny - każdy z przedstawiających swoje stanowisko ma godzinę na prezentację i pytania.
Przy tym debata o laickości jest w istocie debatą na temat chust i zasłon noszonych przez niektóre muzułmanki - zaznaczał dziennikarz "La Presse". Cytował pochodzącego z Egiptu profesora Rene Tinawiego, który podczas pierwszego dnia publicznych wysłuchań przekonywał, że "nikt nie stawia pytań o przyczyny rozpowszechniania się noszenia chust" i wskazywał na postępującą islamizację krajów arabskich.
Zwolennicy projektu często wskazują, że Koran nie nakazuje kobietom zasłaniania włosów, jest to tylko obyczaj sankcjonujący podległą pozycję kobiet. W środę jeden z uczestników wysłuchań przypomniał, że w 2005 r. Ontario nie zgodziło się na dopuszczenie sądów islamskich i nikt wówczas prowincji nie zarzucał rasizmu. Pojawiają się też argumenty, że swoboda wyznawania religii nie oznacza jednocześnie całkowitej swobody noszenia symboli religijnych.
Wielokulturowość Kanady prowadzi niekiedy do sporów z imigrantami wywodzącymi się z kultur, które nie przyjmują do wiadomości konstytucyjnie gwarantowanej równości kobiet i mężczyzn. Kwestia jest obecnie szczególnie widoczna w Quebecu ze względu na dyskusję nad projektem, ale problem istnieje również w innych prowincjach. Kanadyjskie media obiegły w ostatnich dniach dwie wiadomości o tego typu konfliktach.
Na torontońskim uniwersytecie York jeden ze studentów socjologii zwrócił się do swojego profesora, Paula Graysona, by zwolnił go z zajęć, podczas których miałby się spotkać ze studentkami, ponieważ jego religia zabrania mu kontaktów z kobietami. Profesor się nie zgodził, ale dziekan wydziału zażądał od profesora, by ten dostosował się do prośby. Grayson znów odmówił i student ostatecznie stawił się na zajęcia, w których uczestniczyły również studentki. Sam Grayson w czwartkowym "The Globe and Mail" wyjaśniał, że nie zgodził się z prośbą studenta, ponieważ naruszałoby to zasadę równości kobiet i mężczyzn. W tym samym artykule Grayson dodał, że z otrzymanych maili wyciąga wniosek, iż "w Ontario prawa uczennic i studentek są naruszane religijnymi kompromisami na wszystkich szczeblach edukacji".
Z kolei dziennik "National Post" opisał sprawę nastolatki z Halifaksu. Jej instruktor aikido przyjął ucznia, który powołując się na swoją religię (jest muzułmaninem) odmówił brania udziału w tej części treningu, podczas której miałby dotykać kobiet. Nastolatka podkreślała, że czuła się "zdegradowana", jakby pozycja kobiet znów była taka jak w latach 50.
"Karta potwierdzająca wartości laickie i neutralność religijną państwa oraz równość między kobietami a mężczyznami, a także dotycząca zasad dostosowań religijnych" została złożona do quebeckiego parlamentu w listopadzie ub.r. przez mniejszościowy rząd Partii Quebeckiej premier Pauline Marois. Rząd federalny od razu zapowiedział skierowanie sprawy do sądu.
lach/ ksaj/ kar/