Film Władysława Pasikowskiego nie pozostawia wątpliwości, kim był płk Ryszard Kukliński.
16.01.2014 14:56 GOSC.PL
Prędzej czy później taki film musiał powstać. Nakręcił go Władysław Pasikowski. Jego filmy, jak chociażby „Psy” czy „Pokłosie”, często wzbudzają dyskusje ze względu na sposób podejmowania kontrowersyjnych tematów. Ale trzeba przyznać, że w gatunku kina sensacyjnego jest najlepszym fachowcem w Polsce. Dla wielu informacja o tym, że realizuje film fabularny o płk Kuklińskim, była zaskoczeniem. Niektórzy potraktowali to jako obrazoburstwo, „wieszając psy” na reżyserze. Po pierwszym pokazie „Jacka Stronga”, jaki miał miejsce w Warszawie, można powiedzieć, że film ich zaskoczy.
Film Pasikowskiego nie jest klasycznym filmem szpiegowskim, ani kinem akcji. To trzymający w napięciu dramat z elementami filmu szpiegowskiego w którym uwagę widza przyciąga przede wszystkim postać jego bohatera w genialnej interpretacji Marcina Dobrocińskiego. Kukliński w filmie to postać niesłychanie złożona, reżyser stara się przedstawić zarówno to, co zrobił, jak i motywacje jego działań. I jak w mało którym filmie o podobnej tematyce udało mu się przedstawić niesłychaną samotność bohatera i koszty jego działań przede wszystkim w sferze osobistej.
„Jack Strong” jest filmem fabularnym opartym na faktach znanych przede wszystkim z rożnych relacji, bo przecież do dzisiaj nie ujawniono pełnej dokumentacji jego działań. Pasikowski przedstawił również obraz stosunków panujących na szczeblach dowódczych Ludowego Wojska Polskiego. Służalczość wobec „sojusznika” i jednocześnie frustrację niektórych oficerów nie do końca poddających się indoktrynacji. Nie brakuje w filmie uproszczeń wynikających z potrzeb dramaturgicznych. „Jack Strong” jest fascynującą, bardzo osobistą wizją losów płk Kuklińskiego. Na pytanie, kim był płk Kukliński, reżyser daje odpowiedź jednoznaczną. Bohaterem. Szkoda tylko, że w scenach ewakuacji rodziny pułkownika z Polski reżyser, by uatrakcyjnić akcję, zafundował nam komiczny raczej niż trzymający w napięciu pościg samochodowy ulicami Warszawy.
Edward Kabiesz