Sprawa abp. Wesołowskiego: półprawdy i krzywdzące opinie.
14.01.2014 09:28 GOSC.PL
Zaczęło się od tego, że Watykan przesłał do polskiej prokuratury informację, mówiącą, że podejrzany o pedofilię były nuncjusz apostolski na Dominikanie abp Józef Wesołowski nie może być poddany ekstradycji z Watykanu do Polski.
W tym kontekście Polska Agencja Prasowa napisała, że „najwyższą karą kościelną za pedofilię jest wykluczenie ze stanu duchownego”. Tylko tyle? - pytali niektórzy.
Komentując te doniesienia, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego dr Paweł Borecki ocenił w Tok FM stanowisko Watykanu jako rozczarowujące. - Niektórzy ludzie Kościoła katolickiego działają, jakby byli członkami mafii, chronią nawzajem siebie i swoje interesy - dodał ekspert prawa wyznaniowego.
Przyjrzyjmy się powyższym informacjom i opinii dr. Boreckiego.
Po pierwsze, Watykan nie odmówił ekstradycji abp. Wesołowskiego. Nie było nawet formalnego wniosku polskiej prokuratury w tej sprawie. Nie było także formalnego postawienia arcybiskupowi zarzutów. A bez tego nie da się w ogóle sformułować wniosku o ekstradycję.
Po drugie, zasada niewydawania państwom obcym własnych obywateli jest na świecie dość powszechna. Gdy nie ma specjalnej umowy państw o ekstradycji, najczęściej nie może ona dojść do skutku. Tak jest w relacjach Polski z Watykanem, ale tak też jest np. w stosunkach Polski z Dominikaną, gdzie miały mieć miejsce domniemane przestępstwa abp. Wesołowskiego. Gdyby więc znalazł się on na terytorium Polski, nasze władze nie wydałyby go Dominikanie. Jako obywatel polski byłby sądzony zgodnie z polskim prawem. I pewnie nikt nie mówiłby z tego powodu, że Polacy postępują czasem jak mafiosi, chroniąc swych współobywateli i ich interesy.
Fakt, że abp Wesołowski ma obywatelstwo i watykańskie, i polskie, oznacza tylko tyle, że dla Watykanu jest przede wszystkim obywatelem watykańskim, a dla władz polskich - obywatelem polskim. I każde z tych państw - jeśli arcybiskup znajdzie się na jego terytorium - będzie uważało, że ma pierwszeństwo w sądzeniu go jako własnego obywatela.
Wydanie watykańskiego dyplomaty innemu państwu byłoby zresztą tragicznym błędem. Byłby to precedens, na który wrogowie Kościoła mogliby się powoływać w przyszłości. Bo czy tak trudno jest sfabrykować przeciw komuś fałszywe dowody rzekomych zbrodni?
Po trzecie: nie jest tak, że w Watykanie abp. Wesołowskiemu grozi za pedofilię co najwyżej wydalenie ze stanu kapłańskiego. To półprawda. Wydalenie to najwyższa kara, ale tylko według Kodeksu Prawa Kanonicznego. Arcybiskup podlega jednak także kodeksowi karnemu Państwa Watykańskiego, który zasadniczo opiera się na kodeksie karnym Włoch z 1889 r. w wersji z 1929 r.
Kodeks ten został niedawno znowelizowany, m.in. w zakresie przestępstw seksualnych przeciwko dzieciom. Nowe prawo, które weszło w życie 1 września, przewiduje za czyny pedofilne karę od 5 do 12 lat więzienia. To prawo surowsze od tego, które obowiązuje w Polsce. U nas za pedofilię można dostać od 2 do 12 lat więzienia (art. 200 kodeksu karnego).
Jednak czyny, o które media oskarżają abp. Wesołowskiego, miały być popełnione przed 1 września 2013 r. (arcybiskup został odwołany przez Stolicę Apostolską z Dominikany w sierpniu ubr.) Wobec tego stosowane będzie w tym przypadku watykańskie prawo, obowiązujące w tamtym czasie. Także ono nie było dla pedofilów łagodne. Przewidywało dla nich karę od 3 do 10 lat więzienia.
Jeśli więc abp Wesołowski zostanie uznany za winnego, może spędzić sporo lat we włoskim więzieniu. Tam odbywane są kary zasądzone przez sąd watykański. Nadto może zostać usunięty ze stanu kapłańskiego, co zapewne byłoby także bardzo dotkliwe dla człowieka, który w kapłaństwie przeżył ponad 40 lat.
Jarosław Dudała