Owszem, katolik może być ministrem, pod warunkiem, że tego nikt nie zauważy.
10.01.2014 16:00 GOSC.PL
Kim może być wiceminister sprawiedliwości? Na pewno może – a nawet powinien – być gejem albo lesbijką, a najlepiej jednym i drugim jednocześnie (dziś to już chyba możliwe). Na pewno może być niemal wszystkim, byle nie był realnym katolikiem. Czyli takim, który nie dość, że chodzi do kościoła, to jeszcze wie po co. A wygląda na to, że taki jest właśnie, o zgrozo, obecny wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski. „Ultrakonserwatywny wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski” – jak napisali o nim na stronie tokfm.pl.
– Dziwi mnie, że tego rodzaju osoba jest wśród nas. Powinien zostać zwolniony – powiedział o nim w Poranku Radia TOK FM Andrzej Halicki. Szef mazowieckiej PO uzasadnił to tak: – Jego poglądy, postawa, to, co czynił jako doradca Jarosława Gowina, są całkowicie sprzeczne z tym, co jest istotą myślenia w Platformie. Nawet jeśli jest wielonurtowa.
Głos Halickiego jest elementem histerii, jaka rozpętała się ostatnio wokół wiceministra. Co chwila dowiadujemy się o nowych szokujących przewinach Michała Królikowskiego. Najnowszą jest publikacja wywiadu-rzeki, jaki przeprowadził z abp. Hoserem. Wyobrażacie sobie? Nie z księdzem Lemańskim, tylko z jego oprawcą!
Kolejne zbrodnie: „Wiceminister jest oblatem benedyktyńskim, czyli świeckim zakonnikiem. Nie wypiera się także nieformalnych związków z Opus Dei” – napisali o nim na tokfm.pl. No nie! Ten człowiek powinien siedzieć, to przecież watykańska agentura!
A to już trwa od dawna. To on u boku Jarosława Gowina współtworzył takie rzeczy, jak „blokadę ratyfikacji konwencji przeciw przemocy wobec kobiet”. To on ośmielał się sprzeciwiać projektowi wprowadzenia związków partnerskich. I wiecie co jeszcze? Otóż jest ekspertem Konferencji Episkopatu ds. Bioetycznych. Aborcja mu się nie podoba, in vitro, i – co wytknęła mu w „Wyborczej” Ewa Siedlecka – jako pierwszy ostrzegał przed zagrożeniami związanymi z gender.
No dobrze – i co? Ale gdzie tu konkretnie zarzut? To nie wolno członkowi rządu zrobić wywiadu z biskupem? Bo co? Bo Adamowi Michnikowi się biskup nie podoba? Bo „oczywistym jest”, że abp Hoser jest oszołomem?
A czy w Polsce nie wolno członkowi rządu należeć do katolickich organizacji? Nie wolno nawet kontaktować się z członkami katolickich organizacji (bo co innego znaczą owe „nieformalne związki z Opus Dei”)?
A od kiedy to członek rządu ma obowiązek popierać pomysły, co do których jest przekonany, że są destrukcyjne i potrafi to uzasadnić (związki partnerskie, podstępna wrzutka feministek w postaci konwencji przeciw przemocy wobec kobiet)?
Sądząc z tonu, w jakim wypowiadają się o tym „postępowe” media, w Polsce nie wolno działać w zgodzie z własnym przekonaniem, i o ile ma się przekonania „konserwatywne”.
Pytanie, czy my, katolicy, jesteśmy obywatelami we własnym kraju? I czy mamy prawo kształtować ten kraj w oparciu o to, co według nas jest dla niego najlepsze? Czy też za najlepsze musimy uznać tylko to, co jest sprzeczne z naszym przekonaniem?
Ciekawe, co takiego „jest istotą myślenia w Platformie”. Andrzej Halicki to wie. Ale, wnioskując po sondażach poparcia PO, społeczeństwo też już zaczyna wiedzieć.
Franciszek Kucharczak