Słynny kierowca Formuły 1 Michael Schumacher nie jechał w trakcie wypadku na nartach zbyt szybko - poinformowała w środę prokuratora na konferencji prasowej w Albertville. Niemiec od dziesięciu dni leży w farmakologicznej śpiączce.
"Nie jesteśmy w stanie ustalić prędkości, z jaką jechał Schumacher, ale nie było to za szybko. Nie odegrało to w wypadku znaczącej roli" - powiedział prokurator Patrick Quincy. Potwierdził także, że do wypadku doszło poza trasą.
"Skała, o którą uderzył głową kierowca znajduje się osiem metrów poza trasą. Nie dotarł do nas też żaden film turysty, który przez przypadek miał nakręcić całe zdarzenie" - zdementował.
Quincy nie chciał odpowiedzieć na pytanie dziennikarzy, czy Schumacher był zbyt nieostrożny opuszczając trasę. Potwierdził jedynie, że obecnie przesłuchiwane są wszystkie osoby, które widziały wypadek lub wybrały się z Schumacherem na narty.
"Nie wygląda jednak na to, że ktokolwiek zawinił" - zaznaczył prokurator. Sprzęt, jakim poruszał się słynny kierowca był sprawny i w dobrym stanie. Po upadku kask pękł.
Pochwalono także rodzinę poszkodowanego, która od samego początku chętnie współpracuje i rozmawia. Kamera, która była na kasku Schumachera nakręciła film długości dwóch minut. Słychać na nim także głosy, ale na razie nie wniosło to nic nowego do śledztwa.
Schumacher dziesięć dni temu podczas jazdy na nartach w Meribel uderzył głową w skałę. Mimo że miał założony kask, to siła uderzenia była tak duża, że doznał poważnego urazu mózgu. Jeszcze tego samego dnia został przetransportowany z miejscowego szpitala do kliniki w Grenoble.
Przed tygodniem, w nocy z poniedziałku na wtorek, przeszedł operację usunięcia z mózgu krwiaka, ale ciśnienie śródczaszkowe utrzymuje się wciąż na zbyt wysokim poziomie. Pacjent pozostaje w śpiączce farmakologicznej.
Niemiec tytuły mistrzowskie wywalczył w latach 1994-95 oraz 2000-04. Karierę w F1 definitywnie zakończył w 2012 roku.