Śmieszne to czasy, w których normalność koniecznie musi być nazwana „postępową” ideologią.
Nie tak dawno, na kanwie przetaczającej się przez kraj dyskusji o ideologii gender, trafił we mnie komplement. Trafił jak grom z jasnego nieba i wywołał nieco konsternacji. Otóż pół żartem, pół serio dowiedziałam się, że moja rodzina to rodzina… gender. Dlaczego? Z kilku istotnych powodów. Po pierwsze: matka pracuje nie tylko w domu, ale również zawodowo. Po drugie: ojciec, gdy wraca z roboty, nie siada z gazetą i z kapciami przed telewizorem, ale stara się ogarnąć wielodzietny dom. Co więcej, gdy się głębiej przyjrzeć rodzince, można wytropić i inne jeszcze dowody na postępujący, rodzinny „genderyzm”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Agata Puścikowska