Dziwnie zaczęły się Święta Bożego Narodzenia. I nie chodzi mi że mieszkam pod równikiem, nie ma szans na śnieg, ani prawdziwą choinkę. Dzień przed wigilią próbowaliśmy (i dalej próbujemy) uwolnić 16 letnią dziewczynę – niewolnicę domową – ofiarę handlu ludźmi.
Wszystko zaczęło się od jednej dziewczyny – myślę że prostytutki, którą ktoś wyrzucił z samochodu wczesnym rankiem. Stała tak na ulicy, skąpo odziana i wycierała łzy wstydu i upokorzenia. Akurat przejeżdżałem i zobaczyłem całą scenę zaalarmowany rechotem większości pasażerów. Zanim wygramoliłem się z autobusu, dziewczyna już zniknęła. Pewnie poszła piechotą do domu, gdzie czeka na nią dziecko – większość kenijskich cór Koryntu to młode dziewczyny, które mąż lub chłopak porzucił z dzieckiem. Mając wybór głodować lub uprawiać nierząd logicznie wybierają to drugie.
W Wigilię Bożego Narodzenie jedziemy do Kibery – największego slumsu Afryki. To niemal magiczne miejsce miejskiej dżungli gdzie o przetrwanie trzeba stoczyć codzienną walkę. Zawożę jakieś rzeczy i trochę pieniędzy znajomej, której tydzień temu spalono dom a jej synowi ucięto rękę maczetą – to efekt polityki możnych tego świata, którzy rządzą Kenią przy użyciu zasady: dziel i rządź! Tym razem udało im się podzielić dwa plemiona poprzez wydanie tytułów własności do małych skrawków Kibery tylko jednemu. Rząd kupił sobie spokój dzieląc opozycję, a nastoletni syn mojej znajomej stracił rękę: fakt który władcom Kenii niewątpliwie nie przyniesie wyrzutów sumienia.
Za to wczoraj – dzień przed wigilią próbowaliśmy (i dalej próbujemy) uwolnić 16 letnią dziewczynę – niewolnicę domową – ofiarę handlu ludźmi. Sprawa nie jest prosta gdyż gwałcona nastolatka zdążyła urodzić już dziecko, więc trzeba wyciągnąć ich oboje. Miejmy nadzieję że się nam uda.
Wieczorem będę dzwonił za to do znajomych misjonarzy na północy Kenii – odciętych przez wojnę międzyplemienną. Wojownicy – wyposażeni nie w łuki i dzidy, ale w karabiny maszynowe a nawet moździerze walczą o dostęp do takich surowców jak woda. Siły rządowe, a w sumie państwo jako takie skapitulowały, gdzieniegdzie tylko armia próbuje utrzymać się w koszarach.
Do tego Sudan... W tej chwili dzieje się tam coś co w 1994 stało się w Rwandzie. Znowu władcy Afryki wykazali się egoizmem, brutalnością i gotowością zamordowania całego narodu byleby utrzymać się u władzy, byleby tylko mieć dostęp do rządowych limuzyn samolotów, willi. Ot, Herodowie naszych czasów. Myślami jestem z moimi znajomymi, których poznałem w trakcie mojej pracy w stolicy Południowego Sudanu – Jubie – ludzi pełnych nadziei, wigoru, marzeń jakie dawało im nowo stworzone państwo. Teraz wszystko legło w gruzach międzyplemiennej nienawiści.
Święta w Afryce są inne – i nie tylko ze względu na tropikalny klimat. Nie znam się na historii Palestyny ale mam przeczucie że nasze życie z wszystkimi jego cieniami bardziej przypomina społeczeństwo Izraela z czasów Jezusa – a to bezcenne doświadczenie. Gdy to wszystko dzieje się wokół nas z jeszcze większym wytęsknieniem oczekujemy na przyjście Jezusa Chrystusa – króla pokoju i sprawiedliwości oraz nadziei.
Autor jest koordynatorem działającej na terenie Kenii organizacji HAART przeciwdziałającej handlowi ludźmi. Strona organizacji: http://www.haartkenya.org/
Radosław Malinowski, korespondencja z Nairobi /kab