Feministka sianem się wykpiła, natomiast o. Kramer publicznie rzucił na szalę wielką perłę swojego życia.
23.12.2013 13:45 GOSC.PL
Dziwne rzeczy zdarzyły się w konsekwencji kuriozalnego występu telewizyjnego feministki Katarzyny Bratkowskiej. Nie tylko to, iż zapiekła propagatorka seksedukacji i antykoncepcji w rozmowie z posłem Żalkiem zadeklarowała, że jest w ciąży i zamierza ją przerwać (stając się żywym przykładem nieskuteczności seksedukacji i antykoncepcji). Nie tylko to, że dowiedzieliśmy się o istnieniu ciąży, która jest „aktem politycznym”, niemającym związku z „faktem biologicznym”.
Jeszcze dziwniejszą rzeczą była, moim zdaniem, reakcja jezuity o. Grzegorza Kramera, który, jak się wydaje, biorąc na poważnie żałosną błazenadę Bratkowskiej, zadeklarował, że… adoptuje jej dziecko.
„Dla mnie osobiście będzie się to równało z odejściem z zakonu i rezygnacją z kapłaństwa. To będzie rewolucja dla trzydziestosiedmioletniego mężczyzny. Ta odpowiedź jest poważna i nie jest żadnym medialnym zagraniem” – oświadczył zakonnik (przeczytaj tekst Jezuita adoptuje dziecko proaborcjonistki).
To oświadczenie uważam za rzecz gorszą niż blef Bratkowskiej. Owszem, zakonnik swoim posunięciem postawił feministkę w kłopotliwej sytuacji, ale jak widzimy, w najmniejszym stopniu nie dało jej to do myślenia. Bratkowska opowiada teraz, że adopcja to nic, żeniaczka z nią – to byłoby coś. Dowiadujemy się też od niej, że ciąża (biologiczna – nie polityczna) jest dla kobiety tak wyniszczającą rzeczą, że niemal obowiązkiem jest ją przerwać. Bo ona ma koleżankę, która po ciąży nie może się pozbierać od 16 lat. To są rzeczy do tego stopnia niepoważne, że jeśli warte pokazania, to tylko dla ilustracji pustki, jaka zieje z feministycznej ideologii.
Tak więc Bratkowska, od początku grając sianem, sianem się też wykpiła, o. Kramer natomiast publicznie rzucił na szalę wielką perłę swojego życia: kapłaństwo i życie zakonne.
„To będzie rewolucja dla trzydziestosiedmioletniego mężczyzny” – napisał. Cóż, z pewnością byłaby to rewolucja, zwłaszcza dla kogoś, kto jest powołany do ojcostwa duchowego, a nie biologicznego. Mówimy zakonnym kapłanom „ojcze”, choć nas nie spłodzili i nie wychowali, bo noszą w sobie autorytet większy niż ojcowie biologiczni. Ten autorytet pochodzi od Boga, który ich wezwał. Zostali Bogu poświęceni na służbę Kościołowi, więc odtąd to Kościół decyduje o tym, co i gdzie robią – a nie jakaś pogubiona medialna prowokatorka.
Ludzi chętnych do adopcji dziecka (najzupełniej świeckich, żyjących w pełnych rodzinach) jest mnóstwo i Bratkowska o tym doskonale wie. Nawet gdyby naprawdę była w ciąży, chciałaby zabić swoje dziecko nie dlatego, że nie miałby go kto wychowywać, tylko dlatego, że dla niej byłby to „akt polityczny”. Ideologom seksedukacji i antykoncepcji chodzi głównie o to, żeby dzieci nie było, a nie o to, żeby rosły w dobrych warunkach. Nawet jeśli nie są tego świadomi, nienawidzą tworzenia, nienawidzą koncepcji. Dlatego tak pragną anty-koncepcji.
To jest ich wybór i takie rejtanowskie gesty, jak ten, który wykonał zakonnik, niczego w nich nie zmienią, zaszkodzą natomiast ludziom, którzy mają prawo korzystać z jego posługi duchowej w Kościele. Bo oto dowiadują się, że warto rzucić zakonem i kapłaństwem, warto odrzucić to, co się Bogu obiecało. Jezuita napisał, że sprawę przemodlił. To jeszcze gorzej! Takie rzeczy nie podlegają rozeznaniu! Równie dobrze mąż mógłby „przemodlić” decyzję o opuszczeniu żony i dzieci!
Jak czytam, zakonnik pracuje w duszpasterstwie powołań Prowincji Polski Południowej. Jaki więc komunikat przekazuje ewentualnym adeptom jezuitów (lub w ogóle kapłaństwa)? Taki, że najświętsze obietnice są czymś, co można zdmuchnąć, idąc za porywem byle medialnej hucpy.
Nie znam o. Kramera, pewnie jest dobrym zakonnikiem i kapłanem, ale dobrze by było, gdyby lepiej odróżniał wezwanie Boże od medialnego chłamu.
Franciszek Kucharczak