Uzdrowienie wewnętrzne

Mój chłopak mnie zdradził, zostawił w momencie, kiedy go najbardziej potrzebowałam.

Wychowałam się w rodzinie katolickiej, jednak po paru latach małżeństwa moich rodziców nastąpił kryzys i długi okres przebywali w separacji, gdzie ojciec założył już nową rodzinę. Przez wiele lat miotał się między „nową” a „starą” rodziną, czyli nami, i nigdzie nie mógł zaznać spokoju. Potem z przyczyn, niestety, bardziej finansowych oraz przygnieciony problemami w nowym związku wrócił do nas. Jako dziecko marzyłam o pełnej, kochającej rodzinie, a gdy po latach tata wrócił, czułam się trochę nieswojo, zwłaszcza, że za bardzo nie żałował tego, co zrobił i jakoś swoim zachowaniem nie rekompensował krzywd, a wręcz przeciwnie, przysparzał ciągle problemów oraz nadużywał alkoholu. W tym okresie, mimo wszystko, jak ktoś spojrzał na mnie z zewnętrz, byłam bardzo pogodną osobą, jednak rana w sercu była ogromna. Cały czas czułam ból i chyba nawet nienawiść za to, co zrobił i jaki był, ale to było gdzieś na dnie mojego serca.

Po paru latach spotkałam miłość mojego życia, myślałam, że pęknę ze szczęścia – w końcu kochałam i byłam kochana. Jednak po pewnym czasie zaczęłam odczuwać lęk przed odrzuceniem (moje dzieciństwo cieniem kładło się na mój związek) i strasznie bałam się, że mój chłopak mnie zostawi i - niestety - tak też się stało - zdradził i zostawił w momencie, kiedy go najbardziej potrzebowałam (miałam poważne problemy w pracy, zdrowotne, a ojciec przez kilka miesięcy nie trzeźwiał). Byłam zrozpaczona i przez moment straciłam sens życia, z drugiej zaś strony, wiem, jaki błąd popełniłam - kochałam za bardzo, a w zasadzie można powiedzieć, że obsesyjnie, a to Pan Bóg powinien być na pierwszym miejscu (nie partner, praca, a nawet zdrowie), a wtedy wszystko jest na właściwym miejscu (jak przeczytałam w jednej z książek).

W tym trudnym momencie na szczęście trafiłam na msze świętą z modlitwą o uzdrowienie i powoli zaczęłam odczuwać spokój, a z czasem - radość. Uczęszczam na nie co miesiąc w swojej parafii. Na jednej z Mszy doświadczyłam też ogromnej łaski i z Bożą pomocą przebaczyłam ojcu (przez wiele lat siłą swojej woli nie potrafiłam) poczułam też miłość w najczystszej i najdoskonalszej formie, wręcz z fizycznymi objawami – odczuwałam ciepło w okolicach serca; jak określił to kapłan, Pan Jezus mnie dotknął. Modliłam się też gorąco, żeby mój ukochany, mimo wszystko, wrócił, jednak znowu niewłaściwie formułowałam modlitwy, gdyż liczyło się to, co ja chcę, a nie to, co Pan Bóg dla mnie przygotował i kiedy w końcu wypowiedziałam z pełnym przekonaniem słowa: „Niech będzie wola Twoja Boże”, poczułam, że wszystko będzie dobrze.

W tym momencie nie mam partnera, ze zdrowiem różnie bywa, w pracy raz lepiej raz gorzej, ale w tym roku udało mi się wybrać na pielgrzymkę do Włoch i dla mnie to kolejny cud, gdyż załatwiania formalności rozpoczęłam 2 tygodnie przed wyprawą i znalazły się 2 ostatnie miejsca  (dla mnie i mojej koleżanki).

Nieraz jeszcze miewam gorsze chwile, jednak wiem, gdzie się udać, aby się pocieszyć  i odczuć ten błogi spokój, którego nie da się osiągnąć w żaden inny sposób jak spotkanie z Bogiem.

Przeczytałam sterty książek psychologicznych typu: „jak być szczęśliwym”, ale to już Jezus ponad 2000 lat temu głosił - przede wszystkim miłość i przebaczenie.

Pozdrawiam

Małgorzata 

« 1 »
TAGI: