Wreszcie dotarło do mnie coś, co powinno być dla mnie jasne od dawna.
Wiem, dlaczego zwierzęta mówią w noc Bożego Narodzenia. Bo że tak się dzieje, nie mam wątpliwości. Może nie wszystkie zwierzęta są równie wymowne – taki na przykład osioł raczej cicho i dobrotliwie pomrukuje, niż krzyczy na całe gardło, co w niczym nie zmienia faktu, że jednak mówi. A dlaczego zwierzętom rozwiązały się języki? Takiego cudu nie mogły przemilczeć ani osioł, ani pies, ani reszta zwierzęcej menażerii. Bóg stał się Dzieckiem. Zapewne po urodzeniu ważącym nie więcej niż 4 kilogramy. Całkowicie zdanym na opiekę Maryi i Józefa. Jeżeli na co dzień zwierzęta potrafią tylko szczekać, miauczeć, buczeć, rżeć, beczeć, gulgotać, to w tę jedną noc musiały zrobić coś więcej. Zaczęły chwalić Boga ludzkim głosem. Nie wiem, czy gdzieś we Wszechświecie są istoty podobne do nas, ludzi – a więc obdarzone rozumem, wolnością, uczuciami. Wiem natomiast, że w tym niewyobrażalnie wielkim Wszechświecie Bóg ani o nas nie zapomniał, ani nas nie zgubił. Co przy odległościach Wszechświata liczonych w miliardach lat świetlnych musi nie być wcale takie proste – odważę się napisać – nawet dla samego Boga. A jednak Bóg nie zapomniał, nie zgubił. Przeciwnie, pozwolił swojemu Synowi urodzić się na tej zagubionej w przestrzeni kosmicznej łupinie, jaką jest Ziemia. Dalej, na tej łupinie wybrał na miejsce narodzin najlichszą mieścinę. A jako pierwszym pozwolił przyjść do Dzieciątka ostatnim biedakom. Jak nie kochać takiego Boga! Jak nie zawołać ludzkim głosem! Zwierzęta zrozumiały to w lot, dlatego przemówiły. Teraz pora na nas. Niech każdy śpiewa kolędy. Nieważne, czysto lub fałszując, byle głośno i z miłości do Boga.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
ks. Marek Gancarczyk