Bo polityk obiecał…

Rząd ogłosił, że zbuduje obwodnicę Warszawy zamiast fragmentu drogi ekspresowej S3 (w kierunku granicy z Czechami). Na komentarze (zgryźliwe) nie trzeba było długo czekać.

Mnie w tym kontekście przypomniała się historia ze służbowego wyjazdu na Węgry, gdzie spotkałem się z rodzicami 20 (słownie: dwadzieściorga) dzieci. Dotarłem do nich piękną, nową autostradą, prowadzącą z Budapesztu do Pecsu.

- No i po co ją było budować? - zżymał się mój węgierski przewodnik.

Z początku nie zrozumiałem. Co mu przeszkadza? Że autostradę zbudowali? Ech, chyba ten tokaj był za mocny…

- Bez sensu taka autostrada - potwierdził całkiem trzeźwo Madziar, tłumacząc, że ruch na tej autostradzie mały, bo kończy się w okolicach Pecsu i nie ma jej ciągu dalszego po drugiej stronie pobliskiej granicy z Chorwacją i Serbią.

- To czemu ją zbudowali? - zdziwiłem się.

- Bo jakiś polityk obiecał, że zbudują, więc zbudowali - wyjaśnił bratanek od szabli i szklanki.

- Polityk obiecał i zbudowali… - powtórzyłem w myślach, nie wierząc własnym uszom. - Hm, chciałbym, żebyśmy w Polsce mieli takie problemy… - westchnąłem.

Bo u nas to raczej obiecują, a nie budują. A jak już zbudują, to nie w terminie. Albo nie do końca. Albo jakiś most się nie uda. W dodatku koszty są wysokie, a i tak firma, co budowała, idzie z torbami.

I tak czytałem dziś o nowej obietnicy rządu i wspominałem tamtą rozmowę na Węgrzech.  Wniosek nasunął mi się jeden: A niechże zbudują tę warszawską obwodnicę. Albo inną ekspresówkę. Którąkolwiek. Byle zbudowali, a nie tylko obiecywali. 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jarosław Dudała