Rząd ogłosił, że zbuduje obwodnicę Warszawy zamiast fragmentu drogi ekspresowej S3 (w kierunku granicy z Czechami). Na komentarze (zgryźliwe) nie trzeba było długo czekać.
10.12.2013 14:24 GOSC.PL
Mnie w tym kontekście przypomniała się historia ze służbowego wyjazdu na Węgry, gdzie spotkałem się z rodzicami 20 (słownie: dwadzieściorga) dzieci. Dotarłem do nich piękną, nową autostradą, prowadzącą z Budapesztu do Pecsu.
- No i po co ją było budować? - zżymał się mój węgierski przewodnik.
Z początku nie zrozumiałem. Co mu przeszkadza? Że autostradę zbudowali? Ech, chyba ten tokaj był za mocny…
- Bez sensu taka autostrada - potwierdził całkiem trzeźwo Madziar, tłumacząc, że ruch na tej autostradzie mały, bo kończy się w okolicach Pecsu i nie ma jej ciągu dalszego po drugiej stronie pobliskiej granicy z Chorwacją i Serbią.
- To czemu ją zbudowali? - zdziwiłem się.
- Bo jakiś polityk obiecał, że zbudują, więc zbudowali - wyjaśnił bratanek od szabli i szklanki.
- Polityk obiecał i zbudowali… - powtórzyłem w myślach, nie wierząc własnym uszom. - Hm, chciałbym, żebyśmy w Polsce mieli takie problemy… - westchnąłem.
Bo u nas to raczej obiecują, a nie budują. A jak już zbudują, to nie w terminie. Albo nie do końca. Albo jakiś most się nie uda. W dodatku koszty są wysokie, a i tak firma, co budowała, idzie z torbami.
I tak czytałem dziś o nowej obietnicy rządu i wspominałem tamtą rozmowę na Węgrzech. Wniosek nasunął mi się jeden: A niechże zbudują tę warszawską obwodnicę. Albo inną ekspresówkę. Którąkolwiek. Byle zbudowali, a nie tylko obiecywali.
Jarosław Dudała