Kino rosyjskie zerwało ze stereotypem: „dobry Niemiec to martwy Niemiec”.
Od 1989 roku powstały trzy filmy fabularne ze „Stalingradem” w tytule. Dwa rosyjskie i jeden niemiecki. Ostatni z nich jest dziełem Filipa Bondarczuka, syna słynnego reżysera „Losu człowieka” i „Wojny i pokoju”. Ta największa rosyjska superprodukcja ostatnich lat została nakręcona w technice 3D. Opowiada o grupie rosyjskich zwiadowców, którzy po ataku na pozycje niemieckie na lewym brzegu Wołgi utrzymali się w jednym z ocalałych i opustoszałych domów w Stalingradzie. W budynku przebywa też 18-letnia Katia, jego dawna mieszkanka. Żołnierze wiedzą, że Niemcy wkrótce przeprowadzą kontratak i że nie mogą liczyć na żadną pomoc. Bondarczuk, autor głośnej „9 kompanii”, nakręcił wojenny dramat z wątkiem melodramatycznym, ani lepszy, ani gorszy od amerykańskich wojennych superprodukcji. Scen batalistycznych nie ma tu zbyt wiele, ale w pamięć zapada surrealistyczna nieomal scena ataku płonących rosyjskich żołnierzy. Znalazł się tu także wątek kapitana Wehrmachtu, Petera Kahna, którego oddział stracił budynek i który teraz poprowadzi kontratak, oraz jego rosyjskiej „przyjaciółki” Maszy. Kahn nie jest typową „hitlerowską bestią”, znaną z wielu rosyjskich produkcji. Nie widzi sensu walki, niechętnie wypełnia rozkazy, łamie wojskową dyscyplinę i naraża się ogarniętemu nazistowskim obłędem pułkownikowi, swojemu dowódcy. Bondarczuk przełamuje stereotyp w przedstawieniu wroga-Niemca, ale nie jest w tym pierwszy w radzieckiej i rosyjskiej kinematografii. Akcenty zostały przesunięte już wcześniej. Tendencja do „uczłowieczenia” wroga zarysowała się szczególnie mocno w ostatnich dekadach. Było to w dużej mierze zasługą coraz lepszych relacji rosyjsko-niemieckich i oczywiście przemian systemowych. Ta zmiana następuje na drodze ewolucyjnej, a nie rewolucyjnej, jak to zdarzało się w historii kinematografii radzieckiej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Edward Kabiesz