Krakowska prokuratura umorzyła postępowanie w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się nad trzema małoletnimi synami przez małżeństwo Bajkowskich. Prokuratorzy orzekli, że nie było czynów zabronionych oraz naruszenia nietykalności cielesnej dzieci.
Sprawa rodziny Bajkowskich stała się głośna po tym, jak w styczniu tego roku krakowski sąd wydał decyzję o ograniczeniu praw rodzicielskich i natychmiastowym odebraniu rodzicom trójki chłopców (13-letnich bliźniaków i ich 10-letniego brata) oraz umieszczeniu ich w domu dziecka. Na początku marca dzieci trafiły do domu dziecka.
W czerwcu krakowski sąd w wydziale rodzinnym, przed którym toczy się ponowne postępowanie w sprawie ograniczenia praw rodzicielskich postanowił, że na czas postępowania dzieci wrócą do domu. Sąd wyznaczył kuratora, który został zobowiązany do dostarczania comiesięcznych sprawozdań.
Jak wyjaśniła w czwartek rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Krakowie Bogusława Marcinkowska, postępowanie w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się nad dziećmi zostało wszczęte przez prokuraturę z urzędu, bowiem jest to przestępstwo ścigane z oskarżenia publicznego.
Według ustaleń prokuratorskich, kiedy chłopcy rozrabiali, używali słów wulgarnych podczas gry na komputerze lub rzucali kamieniami w przystanek lub samochód, otrzymywali karę w postaci zakazu gry na komputerze. Zdarzało się, że otrzymywali sporadycznie od ojca klapsa, ale tylko wtedy, gdy chcieli zamienić karę, lub gdy nie reagowali na wcześniejsze upomnienia i ostrzeżenia ojca. Dzieci nie były znieważane słowami wulgarnymi.
Żadna z przesłuchanych w sprawie osób: nauczycielka, psychologowie z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego, pracownicy Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, nigdy nie widzieli u dzieci jakichkolwiek obrażeń.
Marcinkowska zaznaczyła, że chłopcy nie skarżyli się na zachowanie rodziców, a jedynie - jak sami zeznali - za niewłaściwe zachowanie, przeklinanie, bicie brata dostawali takie kary jak zakaz: gry na komputerze, jedzenia słodyczy, wychodzenia na dwór. Rodzice i dzieci w swoich zeznaniach przyznali, że ojciec w sytuacjach wyjątkowych stosował klapsy, ale były to sytuacje sporadyczne, poprzedzone wcześniejszym upomnieniem i rozmową z dzieckiem.
"To zachowanie nie miało na celu dręczenia, upokarzania dziecka, a jedynie jego zdyscyplinowanie. Oczywiście, uznać należy je za wysoce naganne i niezgodne z obecnymi kierunkami zawartymi w orzecznictwie i praktyce prawnej, co więcej nie może ono być ani akceptowane, ani też tolerowane" - zaznaczyła rzeczniczka.
Jak dodała, ojciec zrezygnował z karania dzieci klapsem w 2010 r., kiedy rodzina zaprzestała terapii psychoterapeutycznej.
Według ustaleń prokuratury u rodziny nigdy nie interweniowała policja ani pracownicy MOPS. Nie miała też założonej tzw. niebieskiej karty związanej z przemocą domową.
Z zeznań wychowawczyni chłopców, jak i opinii szkolnych, wynika w sposób jednoznaczny, że rodzice prawidłowo realizowali obowiązki wychowawcze, interesowali się postępami dzieci w nauce, dbali o ich rozwój intelektualny.
Jak napisała w lutym "Rzeczpospolita", sąd został powiadomiony o sprawie rodziny Bajkowskich przez Krakowski Instytut Psychoterapii miesiąc po przerwaniu przez rodziców ponadrocznej terapii, na którą sami się zgłosili. Według gazety mimo opinii ze szkoły, że dzieci dobrze się uczą, są zadbane i nic nie wskazuje na to, że w rodzinie jest przemoc, sąd zlecił badanie rodziny przez Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny. RODK w opinii końcowej zalecił odebranie dzieci i skierowanie ich do domu dziecka lub rodziny zastępczej.
Po publikacjach w mediach broniących rodziny, sprawą zainteresował się ówczesny minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, który wyznaczył wizytatora do obserwowania sprawy. Do sprawy przystąpił Rzecznik Praw Dziecka oraz krakowska prokuratura. W połowie marca ok. 150 osób przeszło przez Kraków w obronie rodziny Bajkowskich.