Na terenach dotkniętych skutkami tajfunu nadal pracuje wojsko i różne grupy międzynarodowe.
Minął już blisko miesiąc od tragedii, którą spowodował niszczycielski cyklon na Filipinach. Wiatr, osiągający w porywach prędkość do 275 km, a także dochodząca do 15 m wysokości fala pociągnęły za sobą tysiące ofiar i wyrządziły katastrofalne zniszczenia. O aktualnej sytuacji poszkodowanych i akcji pomocy mówi s. Wioletta Sobiesiak, urszulanka przebywająca w tym kraju na misji w Tagaytay.
„Cały czas trwa pomoc ludziom, którzy zostali dotknięci tym nieszczęściem. Cały czas pracuje na miejscu wojsko i różne grupy międzynarodowe. Całe Filipiny mobilizują się, aby przyjmować ewakuowane osoby na różnych wyspach. Miałyśmy okazję pojechać do Manili, do bazy wojskowej, gdzie samoloty przewoziły co godzinę mniej więcej po 600 osób, bardzo głodnych, bez niczego.
Potrzebującym dowozi się przede wszystkim żywność, wodę i leki, ale pomoc ta nie dociera na czas do wszystkich. Sytuacja jest bardzo trudna także dlatego, że ludzie starają się przetrwać uciekając z wysp. Organizujemy pomoc i gromadzimy fundusze na zorganizowanie konwoju samochodów. Chcemy tam dotrzeć osobiście, aby ci ludzie otrzymali pomoc konkretnie i bezpośrednio od nas. Oni tam po prostu umierają. Szczególnie starsi nie wytrzymują tego napięcia i stresu po stracie najbliższych. Po ulicach chodzi wiele osób psychicznie chorych po szoku, jaki przeżyli. To jest po prostu obraz katastrofy i apokalipsy” – powiedziała s. Sobiesiak.