Odnaleźć siebie

Mam 21 lat, jestem studentem, aktualnie mieszkam w Katowicach. Próbuję odnaleźć swoją drogę życia. Tak w skrócie mogę się scharakteryzować.

Zacznę od tego, że gdy byłem w 5 klasie szkoły podstawowej, u mojej młodszej siostry zdiagnozowano nowotwór. Operacja, chemioterapia, śmierć kliniczna, utrata pamięci i powrót do życia. Tak w największym skrócie można opisać 2 i pół roku pobytu w szpitalu, mojej małej siostry wraz z mamą.

Był to czas bardzo trudny i bolesny dla naszej rodziny, mój tata w rozdarciu między pracą a szpitalem, starszy brat szukający ucieczki w wychodzeniu gdzieś z domu, a mama na ten czas - można powiedzieć - zamieszkała w szpitalu. Praktycznie z dnia na dzień spadły na mnie obowiązki utrzymania domu, tak po ludzku ogarnięcia tego wszystkiego. Mimo młodego wieku musiałem szybko dorosnąć, nie było mowy o jakimś buncie, sprzeciwie. Nie mogłem dokładać moim rodzicom jeszcze więcej problemów. Siostra na szczęście wygrała walkę z chorobą, chociaż została ona okupiona innymi problemami wynikającym z chemioterapii.

Mimo wielkich starań rodziców, wiadomo było, że nie mogli mi poświęcić wystarczającej ilości czasu. W tym wielkim poczuciu bezradności i osamotnienia, rozpoczęło się moje dorastanie, emocjonalne, intelektualne, ale także to seksualne. Poznawanie swojego ciała, reakcji, rodzenie się wielu pytań z tym związanych, których nie miałem komu zadać. Samotność, brak ojca, który jeździł między szpitalem a pracą, sprawiły, że pragnąłem mieć u boku jakiegoś silnego i troskliwego mężczyznę, który by mi zaimponował. W połączeniu z odkrywaniem swojej seksualności, dało to chęć stania się męskim idolem oraz fascynacja innymi mężczyznami. Przeglądanie internetowej pornografii, masturbacja - w tym czasie nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, że mam jakiś problem, było to dla mnie czymś nowym, nieodkrytym.

Nie wiem czemu, ale nie przeszkadzało mi to w cotygodniowej służbie ministranckiej. Jednakże im bardziej w to wchodziłem, zacząłem pojmować, jakie to jest złe. Po powrocie ze szkoły jak najszybciej zasiąść przed komputerem i obejrzeć nowe strony pornograficzne, z czasem było tego coraz więcej i więcej. W liceum dochodziło do sytuacji, że onanizowałem się kilka razy dziennie, przez siedem dni w tygodniu. Wplątać się w takie coś jest bardzo łatwo, wyjść, strasznie trudno. Mimo wielu spowiedzi, postanowień, że to było ostatni raz, coraz bardziej wchodziłem w ten bałagan.

Dodatkowo cała ta bajka o homoseksualizmie: zaakceptuj siebie, będziesz szczęśliwy - największe kłamstwo tego świata. Osoba, która tego doświadcza, nie jest szczęśliwa! Próbuje się odnaleźć, ale nie może, różne myśli samobójcze ciągle biegały po głowie. Oczywiście nikt ze znajomych nie wiedział, z czym się zmagam. Miałem jakby dwie twarze, tę oficjalną dla wszystkich i tę drugą, którą znałem tylko ja.

Wraz z dojrzewaniem postępowała też fascynacja dziewczynami, pierwsze miłości. Ktoś pomyśli: Chwila! Przecież on ma problem z homoseksualizmem. Tak, ale to nie oznacza, że nie potrafię pokochać drugiej osoby. Pierwsza dziewczyna, pierwsze pocałunki. Oboje, mimo powszechnie panującej mody, nie chcieliśmy zaczynać współżycia, postanowiliśmy poczekać. Niestety związek nie przetrwał chwili, gdy zaczęły się studia. Może to było spowodowane moimi problemami albo jeszcze nie byliśmy dla siebie gotowi.

W czasie trwania związku, udawało mi się ograniczać pornografię, wiedziałem, że w ten sposób ranię moją dziewczynę. Po rozstaniu było mi wszystko jedno, znowu kilka razy dziennie, siedem razy w tygodniu. Sięgnąłem największego dna w swoim życiu. Mimo tego wszystkiego, co tydzień chodziłem do kościoła, pragnąłem znowu przyjmować Chrystusa, ale sidła w które wpadłem, nie chciały puścić.

Na studiach nowe znajomości, nowi ludzie. Nowa dziewczyna, którą darze miłością.

W połowie października tego roku, zrodził się pomysł, żeby jechać na Jasną Górę, wyspowiadać się z wszystkich grzechów. Byłem jakby przez kogoś prowadzony. Szczera spowiedź, uczucie ciepła i braku lęku po wyjściu z konfesjonału, jakbym znowu był małym dzieckiem.

Podczas tej wizyty, kupiłem modlitewnik młodych YOUCAT, o którym czytałem w "Gościu Niedzielnym". Dzięki niemu odkryłem, jak piękna może być modlitwa, nauczyłem się też ją systematycznie odmawiać, z czym był u mnie zawsze problem. O tego czasu, zdarzyła się tylko jedna chwila słabości, jednak następnego dnia spowiedź i uświadomienie sobie, że cały czas należy nad sobą pracować, że ani na sekundę nie można odpuszczać.

Mój powrót do życia, jak go teraz nazywam, nie odbył się bez pomocy Chrystusa, On cały czas na mnie czekał, tylko ja nie umiałem Go znaleźć, chociaż wiedziałem, gdzie jest. Dzisiaj, na początku Adwentu jestem coraz silniejszy i bardziej pewny siebie, zaczynam odkrywać swoją wartość. Mimo, że dziewczyna którą darzę uczuciem, jest z kimś innym, nie robię nic głupiego. Wiem, że On ma dla mnie jakiś plan, którego ja do końca nie znam, muszę poczekać i mu zaufać, tak jak On zaufał mi. Wiem też, że jeszcze długa droga przede mną, wiele pokus i wyborów, jednak wiem, że Jezus mnie nigdy nie opuści i tak, jak uzdrowił moja siostrę, teraz uzdrowi i mnie z moich słabości.

« 1 »
TAGI: