Uznanie kogoś za patrona nie jest rodzajem werdyktu politycznego, tak jak katastrofa smoleńska nie ma barw partyjnych.
30.11.2013 16:40 GOSC.PL
Czy sprawa zmiany nazwy mostu w Bydgoszczy jest dla kogoś źródłem satysfakcji? Niestety, tak. Źródła tej satysfakcji są jednak zatrute, bez względu na argumentację jaka pada. Bo to, że prezydent RP Lech Kaczyński nie jest już jego patronem w żadnym stopniu nie zmniejszyło złych emocji. Wręcz przeciwnie, właśnie je rozbudziło.
Nie warto snuć spiskowych teorii, czy o to właśnie chodziło radnym PO z Bydgoszczy, ale efekt widać gołym okiem. I nawet, jeśli powszechnie przyznaje się, że nie była to decyzja przemyślana, to negatywnym bohaterem mediów elektronicznych są ci, którzy otwarcie przeciw niej protestują, a nie ci, którzy całe zamieszanie sprowokowali.
Przy tej okazji godnym poważnej refleksji jest pojawiający się w informacjach i opiniach dotyczących zmiany nazwy bydgoskiego mostu argument, że „Lech Kaczyński jako patron dzieli Polaków”. Jest to bowiem wyjątkowo bałamutna teza. W dodatku powtarzana w wielu miastach, gdy tylko pojawia się jakiś pomysł upamiętnienia tragicznie zmarłego prezydenta RP. Bo czy Józef Piłsudski nie dzielił? A Roman Dmowski? Spór między sanacją, a endecją dalece przewyższał swoją temperaturą dzisiejsze emocje. Nikomu jednak nie przyszło do głowy w imię politycznej poprawności weryfikować krakowski Most Piłsudskiego czy odkręcać warszawskie Rondo Dmowskiego. Nikt nie ma zamiaru rezygnować z nazywania ich imieniem placów i ulic. Sprowadzając takie rozumowanie do absurdu z listy patronów należałoby bowiem skreślić też większość artystów, pisarzy, czy poetów, co do wielkości których istnieją poważne kontrowersje. W szale politycznej poprawności można by zawetować i nazwanie bydgoskiego mostu „uniwersyteckim”, bo to narusza godność Polaków, którzy nie mają wyższego wykształcenia. Nie dajmy się zwariować.
Uznanie kogoś za patrona nie jest rodzajem werdyktu politycznego, tak jak katastrofa smoleńska nie ma barw partyjnych. Lech Kaczyński był prezydentem RP, a jego śmierć wraz z elitą polskiego państwa ma wymiar tragiczny i symboliczny. Niedostrzeganie tego faktu jest czymś równie małostkowym, jak opinia Stefana Niesiołowskiego, że Kaczyński nie powinien być patronem niczego, „bo był słabym prezydentem”. Upamiętnianie zaś nazwiska prezydenta RP (i innych ofiar katastrofy smoleńskiej) w przestrzeni publicznej jest czymś naturalnym, jest wyrazem szacunku, pamięci i narodowej jedności. Tak, właśnie jedności.
Piotr Legutko