Na temat tego, co nam zostało z Roku Wiary w Kościele, a także o szalenie niebezpiecznej ideologii gender i nowym ateizmie, który w praktyce jest neomarksizmem, z abp. Markiem Jędraszewskim rozmawia Mariusz Majewski
Aż trudno uwierzyć, że ktoś to dzisiaj traktuje poważnie i bierze za podstawę swojego działania. To wystarczy, żeby jak mówią niektórzy „Kościół straszył gender”?
Ta ideologia w sposób fundamentalny uderza w rodzinę, a przez to w przyszłość społeczeństwa. Dla mnie to także dowód na to, że tak zwany nowy ateizm jest w zasadzie neomarksizmem. Ideologia głoszona przez Engelsa była wpisana w materializm i w przekonanie, że nie ma Boga i czegoś takiego, jak życie po śmierci. Podobnie jest i dzisiaj. Odrzuca się Boga, neguje się możliwość życia po śmierci. Wobec tego pozostaje już tylko jedna kwestia: jak człowiek wykorzysta swoją wolność, usuwając wszelakie uwarunkowania tej wolności, włącznie z negacją uwarunkowań biologicznych, aby żyć jedynie „łatwo, lekko i przyjemnie”.
Biskupi przestrzegają, a niektóre środowiska wewnątrz Kościoła, jak krakowski Znak czy warszawska Więź, przekonują, że trzeba gender poznać, co więcej katolicy mogą znaleźć ze zwolennikami tej ideologii porozumienie wokół niektórych spraw społecznych?
Chrześcijaństwo bynajmniej nie ucieka od tego, co jawi się jako niezrozumiałe, ale pragnie to niezrozumiałe przeniknąć – na ile jest to możliwe – światłem rozumu. „Fides quaerens intellectum” – „wiara domaga się zrozumienia” powiedział już w XI wieku św. Anzelm z Canterbury. To stwierdzenie doskonale oddaje postawę Kościoła, który jest otwarty na rozum i na wszystkie wyzwania, jakie on stawia wobec chrześcijańskiej wiary. Taka sama postawa powinna obowiązywać także dzisiaj. Osobiście bałbym się postawy jakiegoś irracjonalnego lęku przed poznawaniem ideologii gender. Trzeba ją poznawać, aby tym bardziej uświadomić sobie niebezpieczeństwa, jakie ona ze sobą niesie. Ogólnie rzecz biorąc, nie można uciekać od dyskusji, tym bardziej że posiadamy bardzo mocne argumenty na irracjonalność tej ideologii zarówno z punktu widzenia genetyki, jak i kształtowania normalnej ludzkiej osobowości.
Zwolennicy gender powiedzą, że krytyka ze strony biskupów i katolików to przejaw „ciemnogrodu”.
Gender jest nie do przyjęcia nie tylko dla katolików, ale dla każdego, kto zdaje sobie sprawę z tego, że świat to nie tylko materia i że życie człowieka nie kończy się na jego śmierci biologicznej. I że jest coś takiego jak obiektywne prawo naturalne. Wszystkiego w człowieku, zwłaszcza jego sumienia i obiektywnych wartości, jakimi się ono kieruje, nie da się wytłumaczyć poprzez same tylko warunki kulturowe, w których przyszło człowiekowi żyć. Już w czasach Platona, a zatem na kilka wieków przed Chrystusem, mówiono o nieśmiertelności człowieka, znajdując dla tego poglądu bardzo przekonujące racje filozoficzne. W obecnej sytuacji kulturowej mamy do czynienia z niezwykle ciekawą, wręcz paradoksalną sprawą: Kościół częstokroć jest pogardliwie nazywany ciemnogrodem, a tymczasem broni on rozumu, a tym samym broni świat przed irracjonalizmem. Było to już widoczne w encyklice Jana Pawła II „Fides et ratio”. Dzisiaj staje się to coraz bardziej widoczne i coraz bardziej konieczne dla dobra naszej kultury i jej przyszłości.
Twierdzi Ksiądz Arcybiskup, że współczesna kultura tworzy nowego człowieka. Jaki on jest czy jaki ma być?
Tylko tradycyjnie rozumiana rodzina i Kościół mogą się skutecznie przeciwstawiać lewackim wizjom antropologicznym, które tak wszechpotężnie obecne są zwłaszcza w mediach. Trudno się więc dziwić, że właśnie one – rodzina i Kościół – stały się przedmiotem ostrych ataków. Nowy człowiek współczesnej kultury to homo ludens w najbardziej radykalnym, a przez to w najbardziej samowyniszczającym się wydaniu. Człowiek, który powinien się bawić za wszelką cenę i do końca, dopóki trwa życie. Ten sam człowiek powinien też decydować o tym, kiedy zakończyć tę zabawę życia. W ten mniej więcej sposób próbuje się uzasadnić eutanazję. Takie jej usprawiedliwienie nie jest zresztą wcale nowe.
Mariusz Majewski