Na temat tego, co nam zostało z Roku Wiary w Kościele, a także o szalenie niebezpiecznej ideologii gender i nowym ateizmie, który w praktyce jest neomarksizmem, z abp. Markiem Jędraszewskim rozmawia Mariusz Majewski
Rozmawiamy na zakończenie Roku Wiary. Co nam zostaje z niego w Kościele?
Na to pytanie każdy musi odpowiedzieć sam, dokonując szczerego i rzetelnego podsumowania. Sądzę, że dał Kościołowi wiele, jednak pęd wydarzeń i związany z nimi szum medialny są tak wielkie, że brakuje czasu na zatrzymanie i refleksję. Właśnie w Roku Wiary doszło do czegoś bezprecedensowego w dziejach Kościoła. Jeden wielki papież, Benedykt XVI, nieoczekiwanie rezygnuje z Urzędu. Ale nie z krzyża, nie z tego, żeby dalej służyć Kościołowi. Mamy konklawe, które daje nam nowego następcę św. Piotra. I żyjemy już praktycznie drugim, bez wątpienia równie znaczącym papieżem Franciszkiem, jakby zapominając o tym, kto zapoczątkował ideę Roku Wiary i kto przez pół roku jemu przewodził.
Ta nieoczekiwana zmiana to jakiś szczególny znak związany właśnie z Rokiem Wiary?
Musieliśmy jeszcze raz postawić sobie ważnie pytania dotyczące istoty Kościoła. Na czym polega urząd papieski? Co to znaczy być Piotrem naszych czasów? Co to znaczy, że wszyscy należymy do wspólnoty Kościoła? Myślę, że wszystko to było bardzo istotne, ale w pędzie zdarzeń nie do końca zastanowiliśmy się nad tymi pytaniami. Nie skorzystaliśmy należycie z tych swoistych rekolekcji, jakie stały się naszym udziałem po ogłoszeniu rezygnacji Benedykta XVI i w czasie oczekiwania na nowego papieża. W zamyśle Benedykta XVI Rok Wiary miał być okresem zwrócenia uwagi na to, czym w swej istocie jest wiara: że jest ona osobistą decyzją pójścia za Jezusem, gdzie fundamentalną rolę odgrywa w niej nie tylko element poznawczy, ale wola człowieka. Wiara to decyzja, że chcemy iść za Bogiem – wiernie, do końca, na dobre i na złe.
Często słyszałem od duchownych i świeckich, że Rok Wiary niósł ze sobą trudny czas oczyszczenia. Wiąże się on chociażby ze sprawą pedofilii?
Moja doktorantka powiedziała rok temu podczas seminarium, że boi się tego Roku Wiary, ponieważ to będzie wielkie dobro. A tam, gdzie dzieje się dobro, tym bardziej próbuje wkradać się zło. Istotnie, pojawiły się problemy i nikt nie zamyka oczu na ich istnienie. Jednakże nie można budować obrazu Kościoła tylko na podstawie medialnego przekazu. Często media głównego nurtu przedstawiają Kościół niemalże jak jakąś organizację przestępczą. To bardzo nieprawdziwy i krzywdzący obraz. Trzeba się przezeń przedzierać i dochodzić do istoty wiary.
Ładnie to brzmi, ale jak przedzierać się do istoty wiary?
Odwołam się do św. Edyty Stein. U niej prawdziwy przełom w dochodzeniu do wiary nastąpił po całonocnej lekturze biografii Teresy z Avila. Na koniec zamknęła książkę i z pewną determinacją powiedziała: „To jest prawda!”. Nie było to tylko stwierdzenie teoriopoznawcze. Dzięki świadectwu św. Teresy, Edyta Stein ostatecznie przekonała się, że sam Chrystus jest tą Prawdą, która domaga się od człowieka osobistej i jednoznacznej decyzji. W jej przypadku podążanie za Chrystusem tutaj, na ziemi, skończyło się w Auschwitz. W jakiejś mierze Edytę Stein można uznać za paradygmat, za model Roku Wiary. Jej droga za Chrystusem przypadała na ciemną noc, jaką był wówczas nazizm. Wykazała wierność Jemu aż do końca, aż do męczeństwa.
Mariusz Majewski