Rada EBC rozważała obniżenie stopy depozytowej w strefie euro poniżej zera. EBC wie jednak, że dla gospodarki byłoby to ogromne ryzyko. Ale państwa Południa naciskają, widząc w tym lekarstwo na trwającą u nich recesję. Tyle, że ujemne stopy mogą pogorszyć sytuację.
Stopa depozytowa EBC to oprocentowanie gotówki, której nadmiar banki komercyjne deponują na noc w banku centralnym. Jeszcze dwa lata temu wynosiła ona 0,5 proc. w skali roku. Półtora roku temu, po dwóch obniżkach, stopa depozytowa spadła do zera, gdy główna wynosiła 0,75 proc. Główna stopa to ta, po jakiej banki mogą refinansować się w EBC.
Później nastąpiły dwie kolejne obniżki głównej stopy, ostatnia 7 listopada, aż do 0,25 proc. Rada EBC na tym właśnie posiedzeniu dyskutowała możliwość obcięcia stopy depozytowej do wartości ujemnej -0,1 proc. Tę sensacyjną informację, w powołaniu na dwa anonimowe źródła, podała agencja Bloomberg. Spowodowało to trzęsienie ziemi na rynkach finansowych. Euro straciło do dolara 0,7 proc.
Ujemne stopy procentowe to bardzo rzadkie zjawisko. Oznaczają one na ogół, że gospodarka całkowicie sobie nie radzi. Ich bliźniacza siostra ma na imię recesja.
Choć nie zawsze. W pewnych przypadkach ujemne stopy są objawem paniki. Oznaczają, że banki boją się ryzyka. Wolą lokować pieniądze nawet ze stratą tam, gdzie jest gwarancja bezpieczeństwa, niż w jakiekolwiek aktywa pachnące ryzykiem. Tak było na początku 2012 roku, gdy Niemcy sprzedały półroczne bony skarbowe przy najniższej w historii rentowności -0,0122 proc. W grudniu 2008 rząd USA sprzedawał 3-miesięczne bony o rentowności -0,005 proc. Też po raz pierwszy w historii.
Banki centralne obniżają stopy poniżej zera w wyjątkowych okolicznościach. Zdarzało się, że był to sposób na osłabienie rodzimej waluty. Kłopoty z przewartościowaniem waluty mają teraz kraje o silnych gospodarkach, wysokich ocenach wiarygodności kredytowej, lecz leżące poza strefą euro. Tak postąpiła w połowie zeszłego roku Dania. Ścięła stopę depozytową poniżej zera właśnie po to, żeby kapitał nie napływał i nie wzmacniał korony, co zmniejsza konkurencyjność duńskiej gospodarki. Od dawna trwają spekulacje, że na podobny krok zdecyduje się w końcu bank centralny Szwajcarii SNB; jego prezes, Thomas Jordan, nie wyklucza takiego ruchu.
Całkiem inny, ale najbardziej spektakularny w historii jest przykład Japonii, która na przełomie XX i XXI wieku przez wiele lat utrzymywała ujemne stopy. Towarzyszyła im trwająca przez lata recesja. Konsumenci nie kupowali nowych domów i ich wyposażenia, nie wymieniali samochodów na nowsze, oszczędzali na codziennych wydatkach. Okres ten nazywany jest w historii Japonii "straconą dekadą". Wielu poważnych ekonomistów twierdzi, że podobny scenariusz czeka strefę euro.
W III kwartale PKB strefy euro wzrósł o 0,1 proc. w ujęciu kwartalnym, ale wyrównany sezonowo rdr, zmniejszył się o 0,4 proc. To zimny prysznic po poprzednim dobrym kwartale. Stabilnie rośnie w zasadzie tylko gospodarka Niemiec.
Nawet w tak trudnych czasach banki centralne boją się wprowadzać ujemne stopy, ponieważ związane jest z tym duże ryzyko. Z jednej strony miałyby one mobilizować banki komercyjne, by szukały sposobów na zarabianie pieniędzy. Z drugiej - zachęcone w ten sposób banki mogą grać zbyt ryzykownie, nadmiernie luzować kryteria udzielania kredytów, a mając za dużo wolnej gotówki, pompować bańki spekulacyjne.
"Przedłużający się okres niskich stóp tworzy warunki dla zagrożeń stabilności finansowej" - mówił w tym tygodniu w Berlinie prezes EBC Mario Draghi.
Z najnowszej historii znany jest przykład takich zagrożeń. Po zamachach w 2001 roku w USA, tamtejszy bank centralny Fed obniżył stopy do rekordowo niskiego poziomu, choć jednak nie poniżej zera. To spowodowało największy w dziejach boom na rynku nieruchomości. Skończyło się to pęknięciem bańki i trwającym do dziś kryzysem. Część ekonomistów uważa, że obecna polityka niskich stóp to właśnie przygrywka do kolejnego kryzysu.
Ryzyko jest też takie, że ujemne stopy mogą spowodować reakcje całkowicie odmienne. Wtedy bowiem konsumenci zaczynają oczekiwać spadku cen, zamiast ich umiarkowanego wzrostu. Przestają kupować, gdyż oczekują, że będzie jeszcze taniej. Zamiera popyt. Gospodarka zamiast dostać wzrostowy impuls dzięki tańszemu pieniądzowi - gaśnie. Tak właśnie się stało 20 lat temu w Japonii.
EBC stoi być może przed najtrudniejszą decyzją w swej historii. Czy ją podejmie, okaże się 5 grudnia.