W Niemczech rodzi się silna opozycja przeciw działającej od ponad 11 lat ustawie legalizującej prostytucję.
Szampana! – po przegłosowaniu pamiętnej ustawy trzy roześmiane kobiety w otoczeniu kamer świętowały z kieliszkami w ręku swój sukces. Wszystkie trzy były zdeklarowanymi feministkami. Christine Bergmann z SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec), ówczesna minister ds. rodziny, Kerstin Müller – parlamentarna liderka partii Zielonych i Felicitas Weigmann (dzisiaj Schirow) – szefowa jednego z największych berlińskich burdeli. Celebrowały fakt, że w Niemczech mężczyźni mogli odtąd korzystać z biznesu seksu bez żadnych skrupułów. Powodem wprowadzenia ustawy o legalizacji prostytucji był postulat „poprawy warunków pracy prostytutek”, zapewnienie im ochrony socjalnej i prawnej oraz wyeliminowanie mafii z zarządzania tym interesem. Feministki podnosiły swój główny argument, mówiący, że kobieta ma prawo do decydowania o swoim ciele. Ten sam, który forsowały w czasie kampanii na rzecz prawa do aborcji. Zieloni traktowali nową ustawę jako polityczne zwycięstwo swej ideologii „wolności i równości bez granic”, a ich koalicyjni partnerzy z SPD podkreślali, że wprowadzi ona prawdziwie niemiecki, przejrzysty „ordnung” w nadużycia seksbiznesu. Po latach funkcjonowania ustawy żaden z deklarowanych „pragmatycznych” celów nie został osiągnięty. Wprost przeciwnie: wszystkie negatywne zjawiska związane z nierządem poszerzają swój zasięg.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jerzy Szygiel