Filipińczyków ciężko jest złamać, podniosą się – mówi arcybiskup Manili. Patrząc na krajobraz po przejściu tajfunu, na razie – po ludzku – trudno w to uwierzyć.
To był 24. tajfun, jaki w tym roku uformował się na Pacyfiku. „Haiyan” okazał się najpotężniejszym z nich. Ucierpiały nie tylko wybrzeża i wyspy. Żywioł dotarł nawet do środkowych Filipin. Według krajowych służb meteorologicznych, prędkość wiatru w porywach sięgała 320 km/h – Filipińczycy nie mają raczej takiego samego pojęcia prędkości jak my. 80–100 km/h to jest bardzo szybko. 300 km/h nic im nie mówi, poza tym, że to… za szybko – mówi GN ks. Janusz Burzawa, sercanin, od wielu lat pracujący na Filipinach. Dwa lata temu to jego miejscowość nawiedził żywioł. Był jednym z pierwszych, który organizował pomoc. Teraz pomaga ofiarom „Haiyana”. Na obszarze, przez który przeszedł tajfun, zniszczenia sięgają 70–80 procent. Wiele miast i wsi zostało praktycznie zrównanych z ziemią. Rzecznik ONZ podał, że w wyniku kataklizmu ucierpiało w sumie około 12 milionów ludzi. W chwili zamykania tego numeru GN potwierdzona liczba ofiar śmiertelnych w samym tylko mieście Tacloban wynosiła nie mniej niż 4 tysiące ludzi. Wcześniej ONZ mówiła o 4400 ofiarach w całym kraju. Wiadomo, że liczba ta, niestety, będzie rosła, bo ciągle nie odnaleziono tysięcy zaginionych. Ponad 900 tysięcy osób musiało opuścić swoje domy. Na dotkniętych kataklizmem obszarach tysiące ludzi koczuje w strugach ulewnego deszczu. Bez jedzenia, picia, lekarstw i środków higieny osobistej.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina współpraca Beata Zajączkowska