Wydarzenie to miało miejsce w Bukowinie Tatrzańskiej w trakcie rekolekcji kursu Alfa w 2013 roku.
Na początku winny jestem wyjaśnienie. Zostałem wychowany w rodzinie katolickiej. Według chronologii przyjąłem sakramenty, jako dziecko i dorastający młodzian uczęszczałem do kościoła i teraz wiem, iż było to, niestety, tylko uczęszczanie, w życiu dorosłym było już tylko gorzej, aż doprowadziłem do sytuacji - można by powiedzieć – klasycznej: Kościół był od Święta, pod warunkiem, iż nie przeszkadzał. Sakrament pokuty i Komunia Święta również raz na parę lat, jak akurat były chrzciny lub ślub.
Pod koniec ubiegłego roku przeprowadziliśmy się do nowo wybudowanego domu. Przyszedł czas wizyt duszpasterskich w czasie corocznej kolędy. Jakiś czas po wizycie proboszcz odwiedził mnie w domu z propozycją wzięcia udziału w rozpoczynającym się kursie Alfa. Decyzja nie była łatwa, zwłaszcza, iż jestem osobą, która jak się czegoś podejmie, to musi zobowiązanie dokończyć, a przecież miało mi to zająć sporo czasu - co tydzień po dwie godziny i tak 10 razy, do tego jakiś wyjazd na cały weekend. Można powiedzieć, iż sama decyzja o rozpoczęciu kursu Alfa to był pierwsze działanie Ducha Świętego, ale ja o tym nie wiedziałem, teraz jestem przekonany, iż tak właśnie było.
Ale do rzeczy. To, co wydarzyło się na rekolekcjach w Bukowinie Tatrzańskiej, przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Co więcej, pewnie jak by mi ktoś opowiedział to zdarzenie, nie uwierzyłbym. W trakcie wspólnej modlitwy o uwolnienie Ducha Świętego atmosfera była niesamowita, sprzyjająca do rozmowy, tak, rozmowy z Bogiem.
I - jak to bywa normalnie w rozmowach - zadaje się pytania i ja też tak zrobiłem. Oczywiście, wszystkie moje pytania były zadawane w myślach:
- Panie Boże, wiem, a raczej tak mnie nauczono, że Jesteś, skąd mam to wiedzieć, tyle niewiadomych, wątpliwości?
I w tym momencie z sali dobiega głos: „nic się nie bój, nie miej wątpliwości, jestem z tobą”. (Nie jestem pewien, czy dokładnie takie słowa padły, ale w tym kontekście). Oj, co to była za panika w mojej głowie:
- Niemożliwe, coś mi się przywidziało, głowa płata figle. Kilka głębokich oddechów; nie, niemożliwe.
Po jakimś czasie wróciło logiczne myślenie:
- A co, jeśli to On do mnie mówi, jeżeli On mnie zaprasza, puka do mojego serca... nie, nie, nie, to niemożliwe.
Cisza, a w zasadzie szukanie racjonalnego wytłumaczenia.
- Już wiem, dzień wcześniej rozmawiałem z tą osobą, co wypowiedziała te słowa, na pewno mnie wkręcają.
Myślę:
- Co mi szkodzi, będę mądrzejszy od nich, za pierwszym razem mogli trafić, mają doświadczenie w takich modlitwach, a ja ich przechytrzę.
Z racji mojego imienia przyjętego na bierzmowaniu – Tomasz - zadaje kolejne pytanie, w myślach wracając jakoby do rozmowy z Bogiem:
- No dobrze, jeżeli naprawdę to Ty do mnie przemawiasz, to udowodnij to.
Teraz myślę, iż Bóg tylko na to czekał i dosłownie natychmiast odpowiedział poprzez kolejną osobę w kaplicy: „Tak, to ja, nie bój się”.
Byłem przede wszystkim przerażony, a po chwili, jak zaczęło to do mnie całkiem docierać, jeszcze bardziej w panice. Oszołomienie i panika trwała do momentu modlitwy wstawienniczej. Modlitwa wstawiennicza była niesamowita, wyszedłem szczęśliwy i spokojny, i co więcej, otrzymałem dwa dary od Ducha Świętego: Miecz i Tarczę.
Obudziłem się w Bukowinie i mam nadzieję, iż nigdy już nie stracę z oczu tego, co dla mnie najważniejsze - Boga Ojca, Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego.
Grzegorz, lat 36