Co jest przedmiotem kontrowersji w rozmowach z rządem?
31.10.2013 13:30 GOSC.PL
Środowa, kolejna tura rozmów w ramach Zespołów Roboczych Komisji Konkordatowych w sprawie likwidacji Funduszu Kościelnego i zastąpienia go dobrowolnym odpisem podatkowym, choć nie przyniosła rozstrzygnięć, pozwoliła jednak uporządkować wiele kwestii spornych. Obecnie przynajmniej obie strony wiedzą, czego dotyczy spór i w ciągu najbliższych tygodni powinny ostatecznie sprecyzować swoje stanowiska.
Wbrew temu, co piszą media, wcale nie kwestia określenia wysokości tzw. asygnaty, czyli dobrowolnej kwoty, którą będzie można przekazać na Kościół z podatku, była w tych rozmowach najważniejsza. W tej sprawie porozumiano się już 21 lutego br. kiedy został zawarty tzw. „roboczy kompromis”, oznaczający, że obie strony zgodziły się, iż podatnicy będą mieli prawo na ten cel przeznaczyć 0,5 proc. swego podatku.
Od tamtego czasu żadna ze stron nie odeszła od tych ustaleń. Do wyjaśnienia pozostało jednak szereg kwestii technicznych, m.in. opisujących w jaki sposób nowe przepisy będą funkcjonować. Często nadal są to kwestie fundamentalne. Otóż strona rządowa m.in. chce, aby środki zebrane z odpisu mogły być przeznaczone wyłącznie na ubezpieczenia emerytalne i zdrowotne osób duchownych. I tylko w tym zakresie skłonna jest się zgodzić, aby te środki nie były opodatkowane. Kościół natomiast chce mieć swobodę w decydowaniu, na jakie cele pieniądze pochodzące z dobrowolnego odpisu mają być przeznaczone. Chodzi o to, aby nie tylko pokrywały ubezpieczenia, ale także, a być może przede wszystkim, służyły również do prowadzenia działalności charytatywnej, restauracji zabytków, organizacji przedsięwzięć oświatowych i kulturalnych. Po prostu chce mieć swobodę decydowania o środkach, które zostaną mu powierzone przez społeczeństwo.
Ustalono, że środki pochodzące z odpisu podatkowego wpływać będą na konto jednej centralnej instytucji kościelnej, która następnie będzie je dzieliła między diecezje i zgromadzenia zakonne. Kościół chce mieć pewność, że także podczas dalszego przekazywania tych pieniędzy, nie będą one opodatkowane i chce mieć to zagwarantowane w ustawie. Strona rządowa nie chce takich zapisów, twierdząc, że kwestie związane z podatkiem od darowizn czy podatkiem dochodowym od osób prawnych, są określane w odrębnych ustawach, a więc nie ma potrzeby wpisywania ich do tego szczegółowego aktu prawnego. Tylko że ustawy podatkowe w każdej chwili mogą być zmienione w parlamencie i Kościół nie będzie miał na to żadnego wpływu, natomiast ustawa regulująca likwidację Funduszu Kościelnego ma inny status, unormowany m.in. Konstytucją RP oraz konkordatem i wymaga od strony rządowej uzgodnienia ewentualnych zmian ze stroną kościelną.
Stronie kościelnej zależy także, aby mechanizm dobrowolnego odpisu podatkowego nie był postrzegany jako kolejne beneficjum dla Kościoła. W ten zaś sposób część polityków oraz wspierających ich mediów będą to przedstawiały. Jasno więc musi być powiedziane, że dobrowolny odpis podatkowy, który ma zastąpić Fundusz Kościelny, nie jest aktem łaski, ale próbą częściowej rekompensaty za mienie kościelne zrabowane w PRL. Dlatego zasadny jest postulat, aby ustawa w swej treści, najlepiej preambule, odnotowała także ten historyczny aspekt nowej regulacji.
Strona rządowa do niedawna, z uporem i konsekwencją godną lepszej sprawy twierdziła, że dyskusja o zastąpieniu Funduszu Kościelnego nie powinna wiązać się z rozmowami o rekompensatach dla kościołów oraz innych związków wyznaniowych za utracony majątek, gdyż dochodzenie roszczeń z tytułu utraconych nieruchomości odbywa się w innym trybie. Gdyby jednak przyjąć ten sposób rozumowania, należałoby zapytać, po co w ogóle państwo stwarza preferencje podatkowe dla Kościoła? Tymczasem powołanie Funduszu Kościelnego nastąpiło na mocy ustawy z marca 1950 r., legalizującej grabież mienia kościelnego. Przynajmniej w teorii, Fundusz miał być formą rekompensaty za dobra Kościołowi zabierane. Zastąpienie go teraz innym mechanizmem nie jest więc łaską ze strony państwa, ale formą spłacenia starego długu. Gdyby tego tytułu nie było, państwo w ogóle nie musiałoby partycypować w ubezpieczeniach zdrowotnym i społecznych osób duchownych. Wiadomo, że Kościół na procesie restytucji mienia w III Rzeczpospolitej nie zarobił, ale stracił. Także rezygnując z Funduszu Kościelnego, wybrał rozwiązanie obarczone większym ryzykiem. Nie ma więc żadnej potrzeby, aby nowa ustawa zacierała prawdę o tych faktach oraz konsekwencjach decyzji, podejmowanych przez państwo od 1950 r.
Jak istotna to kwestia przekonuje tekst, jak zwykle niezawodnej w swej ignorancji Katarzyny Wiśniewskiej w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej”. Z kompletną dezynwolturą i lekceważeniem dla faktów pisze w nim, że nadal nie wiadomo, jaki majątek został Kościołowi zabrany w czasach PRL. Otóż wiadomo i to bardzo dokładnie. Ks. Prof. Dariusz Walencik sporządził bowiem bilans w swojej pracy „Nieruchomości Kościoła katolickiego w Polsce w latach 1918–2012”. Jej powstanie zostało zainicjowane podczas II spotkania ekspertów Zespołu Roboczego do spraw Finansów Rządowej Komisji Konkordatowej i Zespołu Roboczego Kościelnej Komisji Konkordatowej ds. realizacji 22 art. Konkordatu z dnia 26 kwietnia br. Raport powstał w wyniku współpracy wielu instytucji państwowych, m.in. Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji oraz wojewodów, których urzędnicy przez wiele tygodni prowadzili żmudne kwerendę, umożliwiającą ks. prof. Walencikowi sporządzenie ostatecznego bilansu zysków i strat, o czym pani Wiśniewska powinna wiedzieć. Jest w nim zawarta teza, jak Wiśniewska łaskawie komentuje, że 31 proc. dóbr zabranych Kościołowi w czasach PRL pozostaje nadal w rękach państwa.
Zostało to przez ks. Walencika skrupulatnie wyliczone i strona rządowa nie podważyła ani przecinka w zaprezentowanych przez niego wyliczeniach. Raport "pokazuje wiele faktów i aspektów historycznych" - powiedział rzecznik prasowy resortu administracji i cyfryzacji Artur Koziołek. - Jesteśmy pełni uznania za przygotowanie tego raportu, niemniej jednak dokument ten nie ma aż takiej wagi, by był sygnowany jako wspólny dokument rządu i Kościoła - zaznaczył zapytany o przyczyny nieprzyjęcia raportu przez stronę rządową.
W czasie wczorajszych rozmów kard. Nycz stwierdził, że strona rządowa być może zbyt pochopnie uznała, że nie ma potrzeby, aby raport był wspólnym dokumentem. I podkreślił, że warto wrócić do tej kwestii. Aby więc uchronić opinię publiczną przed tego rodzaju insynuacjami oraz manipulacjami, jak publikacje pani Wiśniewskiej, trzeba w nowej ustawie jasno napisać, co z czego wynika i dlaczego ona w ogóle powstała.
Mam nadzieję, że w tych kwestiach kościelni negocjatorzy będą nieustępliwi, gdyż ważny jest nie tylko dobry opis samego mechanizmu odpisu podatkowego, który ma zastąpić Fundusz Kościelny, ale także wyjaśnienie społeczeństwu, jaki mamy tytuł, aby domagać się jego sprawnego funkcjonowania.
Andrzej Grajewski