Mylą się ci, którzy sądzą, że diabeł cieszy się z sankcji nałożonych na o. Posackiego. Cieszyłby się, gdyby się zakonnik zbuntował.
31.10.2013 13:00 GOSC.PL
Wiadomość o sankcjach nałożonych przez władze zakonu na o. Aleksandra Posackiego, znanego teologa i demonologa, wywołała szok u wielu osób. Duchowny nie może publicznie sprawować funkcji kapłańskich, wypowiadać się w mediach i prowadzić działalności rekolekcyjno-duszpasterskiej (szczegóły w tekście O. Posacki otrzymał zakaz wypowiedzi w mediach).
W wielu komentarzach pojawia się sugestia, że to dzieło diabła, któremu nie podoba się działalność duchownego. Nic podobnego – o dziele diabła w takich razach można mówić dopiero wtedy, gdy duchowny nie okaże posłuszeństwa. Gdy posłuszeństwo okaże, bez żadnych uników i prób obejścia zakazów, można mówić o zwycięstwie łaski Bożej – a tym samym o klęsce diabła.
Od nieposłuszeństwa się zaczęło w raju i dlatego dziś w raju nie jesteśmy. „Nie będę służył!” to hasło Lucyfera. I pewnie też dlatego okazanie posłuszeństwa to zazwyczaj dla człowieka najtrudniejsza rzecz, zwłaszcza gdy jest powszechnie znany i uznany. Tak właśnie, jak o. Aleksander Posacki.
Pytają ludzie, za co taka kara na zakonnika. Przecież jest napisane: „Zakaz ten ma mu dać czas na refleksję co do stylu jego życia zakonnego oraz wierności w przestrzeganiu reguł i ślubów w Towarzystwie Jezusowym”.
Zakonnik, składając śluby, zobowiązuje się do posłuszeństwa i to, jak traktuje nakazy przełożonych, jest zasadniczym testem jakości jego stosunku do woli Bożej. A ta jakość jest decydująca. Bez posłuszeństwa największe cnoty tracą wartość, a nieraz wręcz służą do uwiarygodnienia zła.
Nie chodzi o to, że przełożony zawsze musi mieć rację, lecz o to, że zawsze ma ją posłuszny. Podporządkowując się temu, do czego zobowiązał się świętym zobowiązaniem, człowiek składa swoje widzimisię, choćby najwspanialsze, w ręce Boga – nie przełożonego.
Żaden przełożony nie zdoła przewrócić dzieła Bożego. Przewrócić je może w sobie ten, kto nie jest wierny posłuszeństwu. I choćby mówił najwspanialsze rzeczy, i choćby czynił cuda, i wielkich dzieł dokonał – wszystko na nic, jeśli okaże się bardziej przywiązany do tego, co robi, niż do tego, co Bóg z nim chce zrobić. Skąd ta pewność, że o. Posacki właśnie teraz nie otrzymał swojej największej szansy? Więc nie utrudniajmy o. Posackiemu życia oburzaniem się na to, że przełożeni realizują wobec niego swoje święte prawo, a nawet i obowiązek.
Gdy nieposłuszeństwo okazał ks. Natanek, popierali go jego zwolennicy, a więc osoby o opcji, by tak rzec, konserwatywnej. Gdy podobnie zachowywał się ks. Lemański, poparcie dla niego wyrażali ludzie o „lewicowej wrażliwości”. Ale zarówno jedni jak i drudzy próbowali tworzyć swoją teologię, wedle której posłuszeństwo nie obowiązuje, gdy człowiek jest przekonany, że ma rację. Otóż wówczas również obowiązuje. Nie obowiązuje tylko wtedy, gdyby przełożony nakazał popełnić grzech.
„A co to, posłuszeństwo to jakaś nowa religia?” – ironizował kiedyś stronnik ks. Lemańskiego. A tak – nowa. Bo nauka Jezusa, który stał się „posłuszny aż do śmierci”, nigdy się nie starzeje.
Franciszek Kucharczak