Kiedy patrzę na okładkowe zdjęcie "W Sieci", mam mieszane uczucia. Nie tylko jako czytelnik prasy, ale również jako fotoreporter.
29.10.2013 20:15 GOSC.PL
Faktycznie może budzić niesmak dobry humor premiera Tuska w trakcie przylotu do Smoleńska, na miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu. Mimo to stawianie tego typu fotoreporterskiego strzału jako dowodu na cokolwiek, jest dla mnie nieuczciwą grą na emocjach. Jestem przekonany, że przy wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej właśnie emocji powinno być jak najmniej.
Minister Boni wstawał, by przywitać kardynała Nycza. W tym momencie uchwycił go obiektyw Jakuba Szymczuka. Zdjęcie zostało jednak użyte w "Demotywatorach" jako "dowód" na to, że minister kłania się przed kardynałem Jakub Szymczuk /GN Wyjaśnię to na podstawie zdjęcia mojego autorstwa, które swego czasu było interpretowane przez zwolenników likwidacji finansowania Kościoła przez państwo jako dowód na to, że przedstawiciele rządu biją czołami przed biskupami. Ktoś skopiował zdjęcie i umieścił je na demotywatorach z fałszywym podpisem. Faktycznie, była to ciekawa ilustracja ale w żadnym wypadku dowód na cokolwiek. Opis zamieszczony wtedy pod fotografią całkowicie przekłamywał rzeczywistość. Kardynał Nycz podał rękę ministrowi Boniemu, który nie zauważył kiedy hierarcha wszedł, więc zaskoczony minister ściskając kardynałowi dłoń, kurtuazyjnie wstał... Ja zrobiłem zdjęcie dokładnie w momencie wstawania, co bez stosownego wyjaśnienia mogło sugerować, że minister Boni, bojaźliwie kłania się przedstawicielom Kościoła. Ale taka interpretacja nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Atmosfera była raczej chłodna.
Okazuje się, że nie tylko fałszywy opis może być mylący, ale również jego brak. Nieopisana fotografia z takiego wydarzenia staje się tym samym, czym cytat wyrwany z kontekstu. To zdjęcie było jedynie ilustracją pewnego zagadnienia w stosunkach rząd - Kościół. To, co mogło sugerować, można było traktować jedynie w kategoriach satyry, żartu i w tym kontekście było opublikowane. Zupełnie inna jest sytuacja w przypadku sugestii udziału premiera polskiego rządu w katastrofie smoleńskiej. Do takiego zdjęcia konieczny jest bardzo dokładny opis świadka - fotoreportera, który nie może pozostać anonimowy, bo przestaje być jako dziennikarz wiarygodny. Bez względu na wszystko, skoro publikuje fotografię dokumentacyjną, prasową, musi się pod nią podpisać. Bez choćby krótkiego opisu takiego zdjęcia, nie ma ono praktycznie żadnej merytorycznej wartości, a na pewno nie może stać się dowodem w tak poważnej sprawie.
Proponuję, zgodnie z własnym fotoreporterskim doświadczeniem, nie przekładać okładki "W Sieci" jako dowód na poparcie tak mocnych zarzutów jakie pojawiły się na początku tygodnia... I nie przyklaskuję tutaj przeciwnikom teorii zamachu, tylko proponuję, aby tego typu publikacje, kiedy nie są podawane z dokładną relacją fotografującego, traktować bez większych emocji...
Jakub Szymczuk