200 lat temu definitywnie skończyły się nadzieje na odrodzenie Polski u boku Napoleona. A jednocześnie narodził się wielki narodowy mit – bohaterskiego księcia.
„Przyjazna” kula
Wielką sławę księciu przyniosła wyprawa na Moskwę w 1812 r. Choć skończyła się ona klęską Napoleona, to akurat V Korpus Wielkiej Armii dowodzony przez Poniatowskiego dzielnie stawał pod Smoleńskiem i Borodino, osłaniał także bezładny odwrót Francuzów. Ale potem było już tylko gorzej. Ciężko ranny pod Wiaźmą do pełni sił nie wrócił, tak jak cały polski korpus. W czterodniowej Bitwie Narodów pod Lipskiem walczyły jego niedobitki, uzupełnione świeżym rekrutem. 19 października książę Józef osobiście dowodził tylną strażą – znów osłaniającą odwrót. Oddział francuskich saperów za szybko wysadził most na Elsterze, odcinając polski oddział. Poniatowski, już wielokrotnie ranny, rzucił się z koniem do wezbranej rzeki.
Jego śmierć doczekała się wielu wersji, z samobójstwem włącznie. Prawda – ostatecznie potwierdzona przez historyków francuskich dopiero w 2005 roku – okazała się dość zaskakująca. Śmiertelny postrzał padł… z przodu, marszałek Cesarstwa zginął więc od „przyjaznej” kuli, omyłkowo wystrzelonej z brzegu, na który chciał się dostać.
Taka śmierć ma swoją wymowę symboliczną. Książę był bowiem namawiany, by – wzorem wielu sojuszników – porzucić Napoleona i podjąć grę z Rosjanami czy Austriakami. Poniatowski politykom zostawił wolną rękę, ale jako żołnierz postanowił trwać przy cesarzu do końca.
Narodziny legendy
Aleksander Fredro w swoich pamiętnikach wspomina, jak Bonaparte w mało wybrednych słowach przekonywał wtedy Polaków, by przy nim wytrwali. Obiecywał, że on ich nie opuści bez względu na wszystko. Historycy są raczej zgodni, że słowa dotrzymał, bo w traktatach pokojowych kończących wojny napoleońskie Polska została potraktowana… przyzwoicie. Bez przelanej z Napoleonem krwi na pewno nie byłoby Królestwa Polskiego i warunków do wzniecenia powstania listopadowego. Ale dużo większe znacznie miało odrodzenie polskiego ducha i narodziny nowej legendy. – Dla mnie książę Józef to archetyp nadchodzących wówczas nowych czasów, typ preromantyczny, ogromnie uwrażliwiony na punkcie honoru – mówi prof. Małgorzata Karpińska.
Książę Józef Poniatowski stał się prawdziwą narodową ikoną. To od niego zaczął się (w 1817 roku) piękny zwyczaj chowania na Wawelu narodowych bohaterów. Losy jego pomnika dłuta Bertela Thorvaldsena są nie mniej pasjonujące niż samego księcia. Monument ukończony w ostatnich miesiącach powstania listopadowego, więziony w twierdzy carskiej, wywieziony przez Iwana Paskiewicza do Homla, potem odzyskany, stanął w 1923 r. na placu Saskim. Fragment oryginalnego pomnika, zniszczonego podczas II wojny światowej, można oglądać dziś w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Książę Józef Poniatowski, jak mało kto, był uosobieniem polskiego losu, a jego wpływ na pamięć i kulturę narodową jest tak wielki, że na zawsze rozjaśnił nam, pełną cieni, epokę napoleońską.
Piotr Legutko