Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że nie może ocenić rosyjskiego śledztwa ws. zbrodni katyńskiej, oraz że Rosja nie dopuściła się nieludzkiego i poniżającego traktowania krewnych ofiar. Decydującym argumentem dla sędziów był zbyt odległy dystans czasowy.
W poniedziałek Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł większością głosów, że nie może ocenić rosyjskiego śledztwa ws. zbrodni katyńskiej z lat 1990-2004, bo Rosja przyjęła Europejską Konwencję Praw Człowieka dopiero w 1998 r., czyli osiem lat po rozpoczęciu śledztwa. Trybunał zauważył przy tym, że większość czynności śledczych miała miejsce przed datą związania się przez Rosję konwencją.
"Ponieważ Rosja ratyfikowała konwencję w maju 1998 r., a więc 58 lat po egzekucji krewnych skarżących, Trybunał - potwierdzając wyrok Izby z kwietnia 2012 r. - uznał, że taki okres czasu był za długi, aby stwierdzić istnienie +rzeczywistego związku+ pomiędzy ich śmiercią a datą wejścia w życie Konwencji w stosunku do Rosji" - uznali sędziowie.
Trybunał przypomniał też, że do zbrodni katyńskiej doszło w 1940 r., natomiast konwencja praw człowieka, na podstawie której trybunał orzeka, powstała dopiero w 1950 r. (jej przepisy weszły w życie w 1953 r.). Sędziowie zbadali przy tym, czy wyjątkowość masowej zbrodni NKWD na prawie 22 tysiącach polskich obywateli nie upoważnia go do zbadania rosyjskiego śledztwa ze względu na potrzebę ochrony fundamentalnych wartości konwencji. Stwierdzili jednak, że właśnie ze względu na odległość czasową nie mogą oceniać śledztwa rosyjskiej prokuratury.
Zdaniem Trybunału "ochrona wartości konwencji" może dotyczyć poważnych zbrodni określonych w prawie międzynarodowym, takich jak zbrodnie wojenne, ludobójstwo lub zbrodnie przeciwko ludzkości. "Jednakże, nawet w takich sytuacjach klauzula +wartości konwencyjnych+ nie może być zastosowana do zdarzeń, które wystąpiły przed przyjęciem konwencji, czyli przed 4 listopada 1950 r., ponieważ dopiero wtedy konwencja rozpoczęła swoje istnienie jako międzynarodowy traktat praw człowieka" - głosi wyrok.
Ponadto Trybunał stwierdził, że rosyjski wymiar sprawiedliwości nie dopuścił się nieludzkiego i poniżającego traktowania krewnych ofiar zbrodni katyńskiej. Za takim rozstrzygnięciem głosowało 12 sędziów, a pięciu było przeciw. Trybunał uznał, że po 5 maja 1998 r., czyli w czasie, w którym Rosję obowiązywała konwencja, "nie było stanu przedłużającej się niepewności co do losu polskich jeńców wojennych". "Chociaż nie wszystkie ciała zostały odnalezione, to jednak ich śmierć została publicznie potwierdzona przez władze sowieckie i rosyjskie i stała się potwierdzonym faktem historycznym" - stwierdzili sędziowie.
W ocenie Trybunału, cierpienia krewnych ofiar NKWD z 1940 r. "nie osiągnęły takiego rozmiaru i charakteru, który byłby odmienny od cierpień niewątpliwie spowodowanych dla osób bliskich ofiarom poważnych naruszeń praw człowieka". Tym samym trybunał odszedł od wcześniejszego wyroku w tej sprawie z 16 kwietnia 2012 r., zgodnie z którym do "nieludzkiego i poniżającego traktowania" ze strony rosyjskiego wymiaru sprawiedliwości doszło wobec dziesięciu z 15 skarżących.
Tymczasem krewni ofiar NKWD skarżyli się przed Trybunałem na postępowanie rosyjskich sądów, które uznawały, że nie można stwierdzić, że polscy jeńcy zostali zamordowani, a nawet poddani represjom ze strony sowieckiego państwa. Krewni, którzy przez długie powojenne lata nie mogli otwarcie mówić o prawdziwym losie swoich najbliższych, dowiadywali się zatem od rosyjskich władz, że w ogóle nie doszło do zbrodni katyńskiej. Ponadto rosyjskie władze odmówiły skarżącym prawnej rehabilitacji ofiar, co oznacza, że w Rosji z prawnego punktu widzenia zamordowani polscy obywatele wciąż są przestępcami.
Jedynym pozytywnym elementem poniedziałkowego wyroku w sprawie skargi katyńskiej było jednomyślnie stwierdzenie przez trybunał, że władze Rosji nie wywiązały się ze współpracy ze strasburskimi sędziami. Chodzi o to, że rząd Rosji odmówił przekazania sędziom kopii postanowienia o umorzeniu śledztwa ws. zbrodni katyńskiej, ponieważ uznał, że ujawnienie informacji o wydarzeniach sprzed ponad 70 lat stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa rosyjskiego państwa.
W wyroku Trybunał podkreślił, iż tylko on sam może decydować o tym jakie dowody powinny być przedłożone przez strony w celu właściwego zbadania sprawy oraz że strony mają obowiązek zastosować się do żądań Trybunału o przedłożenie dowodów.
Wyrok strasburskiego Trybunału, który sformułowało 17 sędziów Wielkiej Izby Trybunału, jest ostateczny. Z rozczarowaniem przyjął go MSZ, który w postępowaniu przed strasburskim trybunałem wspierał skarżących.
"Jesteśmy raczej rozczarowani wyrokiem (...). Nie uznaje on wszystkich racji polskiej strony skarżącej, która występuje tutaj z olbrzymią racją moralną, historyczną, ale te moralne i historyczne racje przez Trybunał Praw Człowieka nie zostały uwzględnione z powodów procesowych, ale które oczywiście szanujemy, tak jak szanujemy każdą decyzję sądów polskich i międzynarodowych" - powiedział Artur Nowak-Far, podsekretarza stanu ds. prawnych i traktatowych MSZ.
Krytycznie o wyroku wypowiadali się obecni na jego ogłoszeniu skarżący krewni ofiar NKWD, a także ich pełnomocnicy prawni. Ich zdaniem, w orzeczeniu trybunału nie ma odpowiedzi na polskie argumenty w tej sprawie. "Trybunał w wyroku nasze argumenty pomija milczeniem, nie zauważa ich. Mam wrażenie, że nie było specjalnej woli, aby tę sprawę mocno przeanalizować" - mówił prof. Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN, który reprezentował skarżących. Zaznaczył też, że przyczyną wyroku w tym kształcie mogła być obawa sędziów przed podobnymi sprawami związanymi z innymi zbrodniami z przeszłości.
"Jestem rozczarowana, bo na forum międzynarodowym polska sprawa okazała się mało znacząca, a trybunał okazał, nie wiem, może strach przed Rosją? Może nie chce się zajmować naszą sprawą? Bo uzasadnienie wyroku wydaje się ogólnikowe, pobieżne i nie odnosi się szczegółowo do tego, czego oczekiwaliśmy" - powiedziała PAP Krystyna Krzyszkowiak, córka zamordowanego w 1940 r. oficera policji, ktory był więziony w obozie w Ostaszkowie, a następnie zamordowany w Twerze (dawniej Kalinin). Dodała też, że to już ostatni raz, gdy przyjechała do Strasburga, by ubiegać się o sprawiedliwość w sprawie jej ojca.
Przeczytaj komentarz: Przeczekać Putina