Jerzy Urban musi przeprosić premiera Donalda Tuska za żart primaaprilisowy z tygodnika "Nie", polegający na przypisaniu Tuskowi nieparlamentarnych wypowiedzi w rozmowach podczas kibicowania na meczu piłkarskim - orzekł w piątek Sąd Okręgowy w Warszawie.
Urban musi przeprosić jedynie w swojej gazecie - tygodniku "Nie" oraz na portalu internetowym tygodnika. W pozostałych mediach i portalach nie musi przepraszać.
Orzekający w sprawie sędzia Jacek Tyszka musiał ocenić, czy żart primaaprilisowy, jakim była publikacja w "Nie" (co od razu przyznawał sam Urban), może godzić w dobra osobiste. "Nie zakazujmy prima aprilis, to tradycja mająca kilkaset lat" - mówił prawnik pozwanej redakcji. "Tradycja nie uchyla ochrony dóbr osobistych" - argumentowała prawniczka premiera.
Sąd podkreślił, że wziął pod uwagę fakt, iż tygodnik Urbana ma charakter satyryczny, a satyra to zniekształcanie rzeczywistości mające na celu sprowokowanie opinii publicznej.
"Powodowi (Tuskowi - PAP) również zdarzało się ostro komentować zachowania oponentów. Satyrykom wolno jest to piętnować. Powód musi cierpliwie znosić satyrę, jaka go dotyczy. Nawet będąc pozbawionym poczucia humoru już po dementi powinno się przyjąć do wiadomości, że był to żart. Krytyka zmierzająca do poprawy rzeczywistości nie jest działaniem bezprawnym" - mówił sędzia Tyszka, ale w tym momencie podkreślił, że w jego ocenie sporna publikacja poniżała powoda.
"Czy dla osiągnięcia satyrycznego efektu było konieczne przypisanie mu tak wulgarnych słów? W tym także o papieżu, Lechu Wałęsie i Aleksandrze Kwaśniewskim? Nawet jeśli jest prawdą, że sam powód przyznaje, że czasem klnie jak szewc, to nie ma powodów, by uznać, że czyni to w tak plugawy sposób, jaki przypisano mu w tym artykule" - dodał.
Odnosząc się do argumentu pozwanych, że działali w warunkach prawa prasowego i skorzystali ze zwyczajowego przyzwolenia na żart primaaprilisowy, sąd podkreślił, ze z mocy prawa prasowego dziennikarz ma być rzetelny i unikać wulgarnego języka. "Nie ma niczego zabawnego we wkładaniu w usta tak wulgarnych słów, jakie przypisano powodowi. Narusza to jego godność i dobre imię" - podkreślił sędzia Tyszka.
Sąd oddalił pozew Tuska w części dotyczącej zamieszczenia przeprosin za cały tekst i to w kilkunastu innych mediach i portalach internetowych, które podchwyciły artykuł z "Nie". Mocą wyroku pozwana spółka wydająca tygodnik ma zamieścić przeprosiny i wyrazy ubolewania wobec Tuska tylko za te z przypisanych mu wypowiedzi, które oprócz tego, że nieprawdziwe były też wulgarne. "Pozwany może odpowiadać tylko za własne działanie, nie można nakazać mu przeprosin na innych portalach, bo nie on je tam umieszczał" - dodał sąd.
Po wyjściu z sali rozpraw Urban zapowiedział, że złoży apelację od piątkowego wyroku. "Premier nie powinien być zadowolony z tego, że staje w jednym rzędzie z Łukaszenką, Kaczyńskim czy z takim demokratą jak Putin. Nie wypada, żeby premier wygrywał pyskówkę w sądzie. Martwi mnie stwierdzenie, że ten nasz tekst utrudnił mu sprawowanie funkcji premiera. To znaczy, że jest słaby. Konkurencja może się z tego cieszyć, ale mnie to martwi" - powiedział.
Szef rządu wytoczył proces wydawcy tygodnika "Nie" za publikację, która w internecie ukazała się 29 marca. Napisano tam, że za pomocą specjalistycznego sprzętu szpiegowskiego dziennikarzom udało się podsłuchać rozmowy premiera z innymi VIP-ami na trybunie honorowej Stadionu Narodowego podczas meczu piłkarskiego Polska-Ukraina. W tekście pojawiły się wypowiedzi przypisane m.in.: Tuskowi, Lechowi Wałęsie, Jolancie Kwaśniewskiej i Grzegorzowi Schetynie. Padały nieparlamentarne zwroty.
Wkrótce potem sam Urban oświadczył, że artykuł był żartem primaaprilisowym, a wszystkie wypowiedzi zmyślono. Pozew premiera (rzecznik rządu Paweł Graś zapewniał, że Tusk złożył go jako osoba prywatna, a nie prezes Rady Ministrów) był gotowy już 2 kwietnia. Tusk żądał przeprosin w tygodniku Urbana i w innych mediach (także na portalach internetowych - nie tylko informacyjnych, ale i plotkarskich) za podanie nieprawdziwych informacji, które "godzą w jego dobre imię i podważają zaufanie niezbędne do wykonywania funkcji premiera".