Rzeczpospolita powinna formalnie odrzucić wywrotowe zalecenia WHO.
Zachęcanie dzieci do czynności seksualnych to zwyczajna pedofilia. Niedawno Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ogłosiła zalecenia dotyczące „edukacji seksualnej” w szkołach. Te zalecenia opierają się wprost na założeniach głoszonych przez orędowników i obrońców pedofilii, że (1) dzieci są zdolne do odczuwania przyjemności seksualnej i że (2) powinny jej doświadczać. Światowa Organizacja Zdrowia nie jest naiwną debiutantką i wie, co robi. Ma bowiem całkiem realny wkład w „osiągnięcia” rewolucji seksualnej. Przełomem w historii politycznego ruchu homoseksualnego było wykreślenie przez WHO w roku 1990 homoseksualizmu z listy „chorób i problemów zdrowotnych”. Powołując się na „naukową” legitymację swego ruchu, orędownicy „praw gejów” ze zdwojoną energią zaczęli formułować swe polityczne żądania: udzielania małżeństw homoseksualistom, oddawania im sierot do adopcji, wprowadzenia do programów szkolnych treści propagujących homoseksualizm. W końcu ruch ten zaczął domagać się formalnego poparcia państw i organizacji międzynarodowych dla homoseksualizmu, jakiego w czasach cywilizacji chrześcijańskiej udzielano rodzinie, oraz zwalczać moralną krytykę homoseksualizmu, uznaną za „homofobię” i obrazę liberalnej moralności publicznej. To właśnie WHO dała decydujący impuls tym wywrotowym projektom. Wszystko wskazuje też na to, że dzisiejsze zalecenia edukacyjne mogą w podobnym czasie, w ciągu aktywnego życia jednego pokolenia, wywrócić stosunek liberalnych społeczeństw do seksu małoletnich, a więc – do pedofilii. Mogą – jeżeli nie zaczniemy reagować na czas.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Marek Jurek