Bohaterowie opowiadań tegorocznej noblistki nawet w błądzeniu bywają przekonujący.
14.10.2013 07:50 GOSC.PL
Najnowszy zbiór jej opowiadań ma być, według zapowiedzi, ostatnim, jaki napisała. Jeśli tak, to być może warto rozpocząć poznawanie twórczości Alice Munro od tego właśnie tomu? Przecież często w ostatnich książkach autorzy udzielają nam wskazówek pozwalających lepiej zrozumieć ich wcześniejszą twórczość. Czasem też zostawiają czytelnikom coś w rodzaju duchowego testamentu.
Kompozycja „Drogiego życia” zdaje się wskazywać, że mamy do czynienia z takim właśnie gestem. Po dziesięciu opowiadaniach następują bowiem cztery teksty, które kanadyjska pisarka opatruje wspólnym nagłówkiem: „Finał”. We wstępie do nich tłumaczy, że nie są to opowiadania, ale „zupełnie odrębny zbiór utworów literackich, autobiograficznych, jeśli chodzi o sferę uczuć, ale niekoniecznie, jeśli idzie o fakty”. „Wierzę, że te wspomnienia, pojawiające się w takiej formie po raz pierwszy i po raz ostatni – najbardziej mi bliskie – najwierniej oddają to, co chciałabym powiedzieć o sobie i swoim życiu” – pisze Munro.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że autorka przez całą swoją twórczość pisze taką emocjonalną autobiografię. W jej opowiadaniach już wcześniej przewijał się motyw dominującej matki, nieco wycofanego ojca czy rodzeństwa, wobec którego żywi się sprzeczne uczucia. Pojawiało się też życie na pograniczu wsi i miasta, napięcie między tradycją a nowoczesnością. W „Finale” powraca to wszystko ze zdwojoną intensywnością. Noblistka zdaje się sugerować, że klucz do zrozumienia jej twórczości tkwi w dzieciństwie. Ale nie odsłania się całkowicie – pozostawia nam niepewność co do autentyczności opisywanych zdarzeń.
Bez względu na to, jak było naprawdę, trzeba przyznać, że świat z opowiadań Munro okazuje się do bólu realny. Słusznie pisarka z Kanady nazywana jest mistrzynią krótkiej formy, bo na kilkunastu, góra kilkudziesięciu stronach, potrafi zbudować napięcie godne psychologicznej powieści. Osiąga ten efekt, wciągając czytelnika w życie bohaterów stopniowo, co sprawia, że przez całą lekturę mamy wrażenie odkrywania jakiejś ważnej tajemnicy. Postaci przez nią stworzone często wracają do wspomnień z dzieciństwa, próbując zrozumieć właściwy sens zdarzeń, które miały miejsce wiele lat temu, i ich wpływ na to, co stało się później. Podążając za procesem myślenia bohaterów, czasem dajemy się zwieść ich oglądowi świata, bo nawet w błądzeniu bywają przekonujący.
Obserwujemy więc świat z perspektywy dziecka, często nadwrażliwego, zagubionego w dorosłej rzeczywistości. Ale okazuje się, że w tym świecie gubią się także dorośli. Zdradzają się, rozstają, podejmują błędne decyzje, które ważą potem na życiu całego otoczenia. Albo tracą pamięć, jak starsza pani z opowiadania „Nieopodal jeziora”, genialnie oddającego dramat inteligentnej osoby, której umysł nagle zaczyna odmawiać posłuszeństwa.
Poruszająca jest samotność tych bohaterów. Czy jednak nie wynika ona także z faktu, że Bóg w tym świecie zostaje zepchnięty na margines? Ks. prof. Jerzy Szymik, dobrze znający twórczość Munro, zauważa, że w typowy dla niewierzących sposób pokazuje ona, jak przypadek destruuje ludzkie życie. Autor „Poezji i teologii”, doceniając kunsztowną formę opowiadań i niezwykłą przenikliwość obserwacji kanadyjskiej pisarki, zwraca uwagę na chłód, niechęć, momentami wrogość tych tekstów wobec religii. Czy to znaczy, że nie warto ich czytać? Warto, bo przynoszą sporą dawkę wiedzy o człowieku i współczesnej cywilizacji. Gorzka to wiedza, ale pożyteczna. Z pewnością losy wielu bohaterów tej prozy mogą być dla nas przestrogą.
Szymon Babuchowski