Gestapowcy wyprowadzili nas przed dom, ustawili pod ścianą, a biciem po twarzach i kopniakami chcieli wymusić wiadomość o pobycie poszukiwanego.
Dobiega końca Rok Wiary, a ja dopiero teraz odważyłam się opowiedzieć o swoim doświadczeniu wiary.
W maju 1940 r. Niemcy wysiedlili moich rodziców. Wysiedleńczą tułaczkę moja rodzina przeżyła na terenie parafii Orłów (obecnie diecezja łowicka). Tam, gdzie zamieszkaliśmy, w sąsiednim ogrodzie stał duży drewniany krzyż, a pod krzyżem jakaś pobożna ręka ustawiła figurkę Matki Bożej Niepokalanej. Miałam wtedy 3, może 4 lata, i często chodziłam pod ten krzyż. Niemiec, który wysiedlił tamtych gospodarzy, opanowany nienawiścią, rozbił świętą figurkę. Inny Niemiec ściął krzyż i zrobił z niego dyszel do maneżu. Pewnego dnia znalazłam rozbitą figurkę Maryi. Wśród tych skorupek była niepotłuczona główka Matki Bożej z ramionami. Zabrałam ją do domu. Mama ozdobiła ją koronką. Ustawiłyśmy tę okaleczoną Matkę na kwietniku i często się przed nią modliliśmy. Ja mówiłam, że to jest moja Bozia.
Od jakiegoś czasu Niemcy szukali ukrywającego się mojego wujka W. (nazwisko nieistotne). Był wiosenny słoneczny ranek 1944 r., gdy przyjechali do nas dwaj gestapowcy. Pytali, gdzie jest W.? Moi rodzice i dziadek twierdzili, że nie wiedzą. Wtedy gestapowcy wyprowadzili nas przed dom, ustawili pod ścianą, a biciem po twarzach i kopniakami chcieli wymusić wiadomość o pobycie poszukiwanego. Wreszcie jeden z nich rozerwał mojemu tacie koszulę na piersi, przystawił pistolet i wrzeszczał: gdzie jest W.? Ja wbiegłam do izby, chwyciłam tę swoją Bozię, stanęłam przed gestapowcem i krzyczałam: Matko Boża, ratuj! Wtedy ten drugi gestapowiec wytrącił pistolet z ręki przystawiony do piersi mojego taty. Obaj przeklinając i wyzywając nas od polskich świń, odeszli, wsiedli na motor i odjechali. Miałam wtedy 5 lat i mocno wierzyłam, że Matka Boża uratuje nas i nie zawiodłam się.
Piszę o tym, żeby podkreślić, jak ważna jest w oczach Boga prosta, dziecięca, pełna bezgranicznej ufności Bogu wiara. Tę wiarę zachowałam przez lata młodości i całe dorosłe życie. Dziękuję Bogu, że nigdy jej nie straciłam.
Wracając z wysiedlenia, zabraliśmy ze sobą tę przez Niemców sponiewieraną, a przez nas ukochaną obtłuczoną figurkę Maryi.
Szczęść Boże
Alina Żuchniewicz