Wśród komentatorów pierwszych nauk Franciszka w szczególny sposób zameldował się profesor Stanisław Obirek, były jezuita.
04.10.2013 10:20 GOSC.PL
Różni ludzie z różnych pozycji oceniają, otwierające szerokie pole interpretacyjne, wypowiedzi i gesty papieża Franciszka. Z jednej strony usiłuje się wykazać, że nauczanie nowego Ojca Świętego ma prawdziwie rewolucyjny wymiar i całkowicie przemieni nie tylko skostniałe struktury Kościoła, ale także wprowadzi ożywczego ducha do jego Magisterium, z drugiej mamy liczne próby udowodnienia, że kolejny następca Chrystusa na ziemi w sposób sugestywny, barwny i niekiedy wprawiający w zakłopotanie bezkompromisowych stróżów doktryny głosi dokładnie to samo, co jego poprzednicy i ani na jotę nie odchodzi od litery oraz ducha ewangelicznego przekazu.
Wśród komentatorów pierwszych nauk Franciszka w szczególny sposób zameldował się profesor Stanisław Obirek, były jezuita, znany z upodobania do krytyki środowiska, z którym był związany przez wiele lat zakonnego życia. Chcąc zabłysnąć oryginalnością sądu na temat poglądów papieża z Argentyny napisał w „Rzeczypospolitej”: „Czy nie pobrzmiewa tu niebezpieczny relatywizm i postmodernizm? A może nie bez racji niektórzy komentatorzy zwracają uwagę na podobieństwo pewnych idei papieża Franciszka i Zygmunta Baumana. Dla mnie te podobieństwa są uderzające i wręcz oczywiste.”
Porównanie papieża do Baumana jest zabawne, ale tylko dla tych, którzy znają zarówno doktrynę Kościoła, jak i teorię płynnej ponowoczesności. Dla zafascynowanych postmodernizmem młodych ludzi (zwłaszcza niewierzących) taka efektowna figura stylistyczna ociepla postać papieża. No bo jeśli jest on tak postępowy i zarazem modny jak ich „guru”, to może ten katolicyzm da się jednak oswoić, a nawet polubić, oczywiście pod warunkiem dokonania w nim głębokich reform w duchu odejścia od skostniałej doktryny zakazującej np. aborcji, eutanazji, zdrady małżeńskiej i podobnie „nieludzkich” elementów.
Ten kto zna ową doktrynę i jednocześnie dostrzega mizerię intelektualną postmodernizmu może co najwyżej wzruszyć ramionami i uśmiechnąć się z politowaniem nad efekciarskim stylem publicystyki Obirka. Zwłaszcza, że według niego dowodem na rzekomy relatywizm Franciszka są cytowane przezeń dwie wypowiedzi papieża: „Pewne drugorzędne normy i przepisy kościelne, niegdyś skuteczne, dziś utraciły wartość i znaczenie. Wizja doktryny Kościoła jako monolitu, którego należy bronić bez najmniejszego niuansu, jest błędna” oraz „Także formy ekspresji prawdy mogą przybierać wiele kształtów, to jest wręcz niezbędne dla przekazu przesłania ewangelicznego w jego niezmiennym znaczeniu”.
Gdzie były jezuita widzi tutaj relatywizm, nie mówiąc już o postmodernizmie? Idąc tropem jego myśli można by określić relatywistą samego Chrystusa, bo mówił przecież, że w domu jego Ojca „jest mieszkań wiele”. Argumentując w taki sposób można każdemu przypisać dowolny pogląd.
Równie mało poważne są odniesienia do sztuki, której formy wyrazu ulegają oczywistym przemianom, czego przecież nikt rozsądny nie neguje w przeciwieństwie do tezy prof. Stanisława Obirka, że prawda „jest nam dostępna tylko w przybliżeniu”.
Jeśli komuś podoba się jakaś koncepcja filozoficzna, psychologiczna, czy socjologiczna (nawet mocno intelektualnie podejrzana) niechże jej broni i głosi ją publicznie, ale na własny rachunek, nie szukając sojuszników tam, gdzie ich na pewno nie znajdzie.
Jerzy Bukowski