O zachęcaniu do schodzenia na złą drogę na wrocławskim rynku.
Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć czekając na spotkanie na rynku we Wrocławiu. Dwie dziewczyny (po wyglądzie studentki) ubrane na czarno, trzymają różowe parasolki i rozdają ulotki. Jednak nie każdy przechodzień zostaje nimi uraczony. Dziewczyny wyciągają ulotki do mężczyzn, ale tylko do tych, którym nie towarzyszą żadne panie. Zachęcają do przyjścia do klubu. Co więcej, słyszy się teksty typu: „teraz tylko reklamujemy, wieczorem pracujemy”. Niestety prawie każdy bierze. Częstują nimi studentów, ojców rodzin, panów w średnim wieku, a nawet starszych. Dochodzi kolejna „wolontariuszka”. Zostaje poinstruowana, komu rozdawać, i że nie ma się przejmować nieśmiałością, to tylko kwestia przełamania się. I dalej rozdają.
Idę na kawę. Wychodząc jednak z restauracji (mała dywersja z mojej strony) proszę kolegę, żeby wziął jedną ulotkę. Podchodzi do dziewczyny, która nagle wydaje się być przerażoną. Widziała, że nie szedł sam, nie wie, czy mu ją wręczyć. W końcu daje ulotkę, ale podkreśla, że to tylko dla mężczyzn. Po chwili ulotka ląduje w moich rękach. Patrzę na nią, na ofertę i w głowie mi się to nie mieści.
Jak widać skoro bilbordy o zdradzie nie przeszły, szatan woli działać przez „dyskretniejsze” sposoby.
Rick Warren – amerykański pastor – powiedział, że „prawdziwy dżentelmen nigdy nie wstąpi do klubu dżentelmenów”.
Panowie bądźcie dżentelmenami i nie idźcie tam, gdzie prowadzą wrocławskie ulotki – do przedsionka piekła.
Małgorzata Gajos