Jeśli nasze świątynie pustoszeją to nie dlatego, że nie ma żniwa. Dlatego, że nie wychodzimy do pracy w polu. Czasem strząsamy proch z sandałów, zanim jeszcze weszliśmy do miasta bezbożników.
Ciemność, widzę ciemność! Wszędzie wokół bezbożnicy, wrogowie Kościoła, manipulujący prawdą i chcący dokopać nam, wierzącym w Pana Boga. Ci nie chodzą do kościoła, tamta to rozwódka co żyje na kocią łapę z chłopem, a ten tutaj pracuje we wrogich Kościołowi mediach! Nie!, nie będziemy z nimi rozmawiać – słychać co jakiś czas głosy.
W tym samym czasie (bo Słowo Boże nie traci na aktualności) Pan Jezus wysyła uczniów i mówi im:
„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto was posyłam jak owce między wilki”.
Ciekawa sprawa: Jezus nie wysyła owieczek na pastwisko. Mówi: idźcie między wilki. Nie tylko tam, gdzie będą nas słuchać, ale też tam gdzie będą chcieli nas rozszarpać za Jego Ewangelię. Często jest we mnie taka pokusa, by dzielić się wiarą z innymi, ale tymi, którzy też są wierzący, z którymi mam wspólnotę wiary, doświadczenia Jezusa Chrystusa. Bóg mówi że to za mało. Żniwo jest wielkie, ale nie ma kto go zebrać, bo… siedzę w spichlerzu i boję się wyjść na pole. Jezus nie obiecuje, że wszyscy posłuchają mnie z zapartym tchem. Nie daje gwarancji, że głoszone przeze mnie słowo będzie przyjęte. Ale wyraźnie każe iść i dawać Jego pokój.
Jak możemy oczekiwać nawrócenia świata, jeśli nie wychodzimy do niego z Dobrą Nowiną? Nie sztuka głosić wśród swoich. Trzeba wyjść z Ewangelią poza nasze bezpieczne środowiska. Wejść do miasta bezbożników. Jego mieszkańcom głosić miłość Boga, Jego zbawienie.
A co jeśli tego nie przyjmą? Strząsnąć proch ze swoich sandałów. Ale, żeby go strząsnąć, trzeba najpierw wejść do miasta bezbożników. Nie da się tego zrobić siedząc bezpiecznie w domu. O tym mówi papież Franciszek podkreślając, że chce by Kościół wyszedł na ulice.
Jeśli nasze świątynie pustoszeją to nie dlatego, że nie ma żniwa. Dlatego, że nie wychodzimy do pracy w polu.
Wojciech Teister