Psalm dzisiejszej Mszy od wieków rozpoczyna codzienną modlitwę Kościoła w klasztorach, opactwach, w modlitwie brewiarzowej kapłanów i świeckich.
„Przyjdźcie, radośnie śpiewajmy Panu!” Radość! Żywiołowa, niemieszcząca się w sercu, każąca dzielić się z innymi radość. Stanąć przed Jego obliczem, zgiąć przed Nim kolana, nawet twarzą do ziemi upaść przed Bogiem. To nie ujma, to nie poniżenie – to eksplozja wiary, to siła nadziei, to wreszcie wyznanie miłości. I nie mówcie mi, że to jakieś górnolotne frazesy teologów i smętnych mnichów. Jeśliby w tej pieśni nie było prawdziwej, a zarazem zwyczajnej ludzkiej radości, nie byłaby codzienną modlitwą tysięcy ludzi od trzech prawie tysiącleci. W jej treści jest wszelako dopełnienie, które może wydać się zgrzytem. Przypomnienie buntu Hebrajczyków w drodze przez pustynię ku wolności. I te dwie nazwy: Meriba i Massa, co znaczy: kłótnia i kuszenie. To z Bogiem się kłócili i Jego na próbę wystawiali. Tu kończy się radość, a zaczyna grzech. Bo najbardziej nawet rozradowany Bogiem człowiek jest człowiekiem grzesznym, często zbuntowanym, nieraz wątpiącym. Ale następny dzień nieodmiennie zacznie od okrzyku uwielbienia Boga. Ps 95 (94) – tekst na s. 15 [27. niedziela zw. C, 6.10.2013]
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Ks. Tomasz Horak