Szanuję, ale nie zmienię reguł dialogu

Mam szacunek do związków zawodowych, ale dopóki jestem premierem nie zmienię konstytucyjnych i ustawowych reguł dialogu społecznego, tylko dlatego, że ktoś potrafi zorganizować dużą i huczną manifestację - powiedział w poniedziałek premier Donald Tusk.

Premier odniósł się do zorganizowanych w zeszłym tygodniu w Warszawie Ogólnopolskich Dni Protestu i sobotniej wielotysięcznej manifestacji pod hasłem "Dość lekceważenia społeczeństwa". Zorganizowały ją wspólnie: NSZZ "Solidarność", OPZZ i Forum Związków Zawodowych.

"Bardzo szanuję partnerów społecznych, sam byłem długie lata po tamtej stronie, zaczynałem działalność publiczną jako szef komisji zakładowej Solidarności na początku lat 80." - zaznaczył Tusk na konferencji prasowej w Siemianowicach Śląskich.

Dodał, że jako premier polskiego rządu musi "stać na stanowisku poszanowania prawa i reguł konstytucyjnych". "Nie po to w Polsce przyjęliśmy na poziomie ustaw i konstytucji precyzyjne regulacje, o tym gdzie i kto z kim powinien rozmawiać i przede wszystkim gdzie jest miejsce podejmowania decyzji, żebyśmy teraz potraktowali to tak lekceważąco i zaczęli szukać innych form dialogu" - zaznaczył Tusk.

"Jestem gotowy do poważnej rozmowy, ale dyktatu nie będzie. Na pewno nie ustąpię żadnej sile - niezależnie od tego, jak będzie radykalnie demonstrować - jeśli jej postulat jest przeciwko interesom ludzi. Szczególnie tych, którzy mają dzisiaj najciężej, albo w ogóle nie mają roboty" - mówił Tusk.

Jednocześnie premier przyznał, że organizacja sobotniej manifestacji związkowców, brak incydentów podczas przemarszu i sprawność służb porządkowych "złożyły się na europejski obraz protestu". "Jak widać, punkt wyjścia wcale nie jest taki zły, ale trzeba chcieć rozmawiać w ramach prawa, jakie wspólnie ustanowiliśmy" - powiedział Tusk.

"Wiadomo, że w Polsce prawie każdy jest z czegoś niezadowolony, łącznie ze mną, więc nie jest dla mnie zaskoczeniem, że 60 proc. Polaków ma powód powiedzieć, że jest z czegoś niezadowolonych i przeciwko czemuś chętnie by zaprotestowało. Trzeba to uszanować" - ocenił premier. Dodał, że z reguły więcej sympatii budzą ludzie protestujący na ulicach niż władza, która wykonuje swoje zadania.

Według premiera rozmowy ze związkowcami odbywają się w sposób ciągły, na przykład w poszczególnych resortach. "Jeśli ktoś nie chce rozmawiać, to ja go siłą do stołu rozmów nie doprowadzę" - zaznaczył.

Związkowcy domagają się m.in. wycofania zmian w kodeksie pracy pozwalających na wydłużenie z obecnych maksymalnie czterech miesięcy do 12 okresu rozliczeniowego czasu pracy, przyjęcia ustawy wymuszającej szybszy wzrost płacy minimalnej i podniesienia progów dochodowych upoważniających najuboższych do świadczeń rodzinnych i socjalnych. Innym postulatem jest wycofanie się z obowiązującej już zmiany wieku emerytalnego, który został podwyższony do 67 lat dla wszystkich pracowników.

Zdaniem premiera związki nie mają dziś racji, jeśli chodzi o ich postulaty. Zaznaczył, że nie były robione żadne wyliczenia, ale żeby zrealizować wszystkie postulaty związkowców "pewnie 250-300 mld zł trzeba byłoby wyłożyć na stół", a efektem ich przyjęcia byłaby utrata pracy przez wiele osób.

"Żeby poważnie rozmawiać, trzeba usiąść do stołu i rozmawiać o konkretnych przedsięwzięciach. My nie byliśmy uczestnikami protestu przeciwko sobie" - powiedział premier odpowiadając na pytanie, dlaczego ani on, ani żaden z ministrów nie odebrał od protestujących w Warszawie petycji z ich żądaniami.

Przekonywał, że wielokrotnie on i ministrowie byli na posiedzeniach Komisji Trójstronnej, a to związkowcy nie chcieli rozmawiać. "Odczytali swój dość butny manifest, opuścili posiedzenie Komisji Trójstronnej i powiedzieli, że nie mają zamiaru tam wrócić, że ich celem jest obalenie rządu" - podkreślił.

Rozmowy w ramach Komisji Trójstronnej są natomiast potrzebne - jak mówił premier - m.in. dlatego, że obok związków zawodowych i strony rządowej są w niej reprezentowani również pracodawcy. "A ja przedsiębiorców nie pozwolę lekceważyć, bo oni są także istotną stroną tego ciągłego dialogu" - wskazał. Tusk zaznaczył też, że w każdym województwie istnieją wojewódzkie komisje dialogu społecznego, więc - jak dodał - "miejsc, żeby poważnie porozmawiać nie brakuje".

Sobotni pochód związkowców w Warszawie otwierał pozłacany styropianowy pomnik premiera Donalda Tuska w peruwiańskiej czapce z piłką pod pachą wieziony na platformie, pod którym znalazł się wieniec z napisem: "Za elastyczny kodeks pracy".

"Mnie się ten pomnik bardzo podobał, nawet jeśli był on odrobinę złośliwy, bo chyba był; zdecydowanie od agresji wolę poczucie humoru, (...) bardzo chętnie obejrzałbym go z bliska" - skomentował premier.

« 1 »