Jezus ciągle gdzieś ucztował – zaczął od Kany Galilejskiej, skończył na Ostatniej Wieczerzy. Uczestnicy kursu ALPHA też dobrze wiedzą, że przy wspólnym stole zaczynają się dziać prawdziwe cuda.
Sama nazwa ALPHA (czyt. Alfa) oznacza dosłownie pierwszą literę alfabetu greckiego – a zatem początek – ale równocześnie jest skrótem od pięciu angielskich słów: A – anyone can come (każdy może przyjść), L – learning and laughter (nauka i śmiech), P – pasta (z włoskiego: makaron, tutaj oznacza po prostu posiłek), H – help one another (pomoc jeden drugiemu), A – ask anything (pytaj o wszystko, nie ma głupich pytań). W kilkudziesięciu krajach już ponad 22 miliony osób wzięło udział w kursie. Jego owoce – mówią uczestnicy i prowadzący – przekonują, że sam Bóg pobłogosławił tę metodę. W jednym z wywiadów rekomendował ją m.in. ojciec Raniero Cantalamessa, kaznodzieja Domu Papieskiego: „Zaletą kursu ALPHA jest koncentracja na kerygmacie, przepowiadaniu. W pierwotnym Kościele było wyraźne rozgraniczenie między kerygmatem a katechezą. Kerygmat był zawsze na początku drogi wiary. Dlatego też kurs ten nie nazywa się Alfa i Omega. Bo to tylko początek”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina