Ruszyła kolejna odsłona histerii na temat o. Rydzyka – i jak zwykle histerycy niczego nie osiągną. Założymy się?
06.09.2013 15:30 GOSC.PL
Dziennikarze (postępowi, rzecz jasna) napisali reporterską książkę o ojcu Tadeuszu Rydzyku. „Imperator” się nazywa. Autorzy, Piotr Głuchowski i Jacek Hołub, omawiają ją na stronie wyborcza.pl w tekście „Ogon kręci psem”.
„Księża Adam Boniecki i Wojciech Lemański dostali od zwierzchników nakaz ograniczenia wypowiedzi w mediach. Dyrektorowi Radia Maryja Tadeuszowi Rydzykowi coś takiego nie grozi, choć jego antenowe sądy bywają mocno kontrowersyjne. Dlaczego Ojcu Dyrektorowi wolno więcej?” – pytają we wstępie.
Aha, czyli zasadniczą winą Ojca Dyrektora jest to, że nie jest taki jak księża, których kocha „Wyborcza”, zaś winą Kościoła jest to, że ukarał ukochanych, a nie tego, co trzeba.
Tylko pytanie, za co właściwie kościelni przełożeni mieliby karać o. Rydzyka nakazem milczenia? Zgoda, że „jego antenowe sądy bywają mocno kontrowersyjne”, ale sama kontrowersyjność nie jest chyba, zwłaszcza dla dziennikarzy, żadną szczególną przewiną? Przecież dziś żaden program nie ostoi się bez kontrowersji. Istotne jest to, że te kontrowersje o. Rydzyka dotyczą rzeczy, w których wolno się katolikom różnić. Spory dotyczą metody, a nie zasady, wynikają z różnic wrażliwości, a nie ze sporów o doktrynę.
Co innego, gdyby o. Rydzyk głosił „kontrowersje” w obszarze nauki Kościoła. Gdyby kwestionował to, czego żadnemu katolikowi kwestionować nie wolno, zostałby ukarany na pewno. Gdyby na przykład z anteny mówił o stosunku do in vitro tak, jak mówił ks. Lemański, musiałby pożegnać się z mikrofonem i kamerą. I to nie tylko dlatego, że prawdopodobnie – słusznie – nakazaliby mu to przełożeni, ale i dlatego, że nie darowaliby mu tego jego słuchacze.
Badania prof. Krzemińskiego sprzed paru lat wykazały, że słuchacze Radia Maryja są – taka niespodzianka – bardziej przywiązani do Kościoła niż do o. Rydzyka. Jeśli o. Rydzyk jest dla nich tak wielkim autorytetem, to głównie dlatego, że jest ZGODNY z nauką Kościoła. Gdyby w swoim przekazie zaczął ewoluować w kierunku rozmywania prawd wiary, byłby to koniec jego dyrektorowania. A jeśli nie – liczba słuchaczy szybko spadłaby do poziomu porównywalnego z liczbą czytelników „Tygodnika Powszechnego”.
O. Rydzyk nie jest pozbawiony wad, nieraz potrafi zirytować, ale robienie z niego głównego rozgrywającego w Kościele, bo ma rząd dusz i pieniądze – a taką tezę stawiają panowie od książki – jest nieuczciwe. Ma w polskim Kościele znaczenie, to prawda, ale podstawą tego znaczenia są ludzie, którzy – uwaga – kochają Kościół. I sądząc z licznych świadectw, jest wśród nich sporo takich, którzy Kościół pokochali dzięki treściom, które dotarły do nich za pośrednictwem toruńskiej rozgłośni.
To w ogóle zabawna historia z tą książką. Z okładki patrzy na nas tytułowy „Imperator”, a przecież, gdy KRRiT odmówiła TV Trwam miejsca na multipleksie, o. Rydzyk na potrzeby chwili stał się biedakiem, który nie ma na opłaty. Teraz zaś czytamy: „Tu jest człowiek, który ma rząd dusz i finanse! Ojciec Dyrektor nigdy nie prosił biskupów o pieniądze, kiedy uruchamiał kolejne stacje, mam wrażenie, że czasem było odwrotnie”.
No to jak w końcu? Zdecydujcie się, czy o. Rydzyk jest krezusem, czy nędzarzem. Weźcie się tam umówcie, żebyście przynajmniej kłamali konsekwentnie.
Franciszek Kucharczak