Ks. Lemański mówi i mówi – a zamęt narasta.
05.09.2013 15:40 GOSC.PL
Ksiądz Lemański znowu dziś coś napisał na poczytnym portalu. A niedawno coś do kamery powiedział. I niedługo weźmie udział w debacie. Wszystko o Kościele. I wszystko z głęboką troską.
Ale cokolwiek by nie mówił, z jaką swadą by nie przemawiał, jakiej by prawdy nie ujawniał, ani jedno jego słowo, które teraz wypowiada w mediach, nie przyniesie nikomu Bożego błogosławieństwa, za to niejednemu przyniesie duchową szkodę.
Dlaczego? Bo obowiązuje go wciąż zakaz wypowiadania się w mediach, nałożony przez jego biskupa. Działa więc w duchu nieposłuszeństwa, a ten jest – powiedzmy to jasno – ulubionym obszarem diabła.
Owszem, ks. Lemański twierdzi, że nie łamie zasad, bo notorycznie stosując – jak to określił abp Hoser – „ekwilibrystykę formalną”, wymyślił sobie, że posłuszeństwo obowiązuje księdza dopiero, gdy wyczerpie on wszelkie dostępne w prawie ścieżki sprzeciwu. Od dawna stosował więc taktykę odwoływania się do Watykanu, gdy tylko nie spodobała mu się decyzja biskupa. Zawzięty formalista, przywiązany do litery prawa, a lekceważący jego ducha, mógłby powiedzieć, że w takim razie ks. Lemański może wygadywać w mediach co mu się podoba, dopóki ostatecznie nie zakaże mu tego Watykan. Jednak z dokumentów ujawnionych przez kurię wynika, że nawet wówczas, gdy Watykan przyznawał rację biskupowi, ks. Lemański zwyczajnie to ignorował (przeczytaj Ks. Lemański – kuria ujawnia fakty)
Gdyby w ten sposób inni księża traktowali „cześć i posłuszeństwo”, które przed Bogiem i ludźmi uroczyście przyrzekali biskupowi, biskup straciłby jakąkolwiek realną władzę. Władzę, którą – przypomnijmy – nadał im sam Jezus. I nie uzależnił tej władzy od tego, czy biskupi mają, zdaniem podwładnych, rację. Bo w Kościele akt posłuszeństwa uprawnionym przełożonym jest aktem zaufania Bogu. To komunikat przekazany Bogu: „ufam Tobie bardziej niż sobie, i nawet jeśli przełożony się myli, to Ty i tak nad tym panujesz – i swoją wolę przeprowadzisz”.
To, co robi ks. Lemański, jest po prostu kpiną nie tylko z dyscypliny kościelnej, ale przede wszystkim z nauki Chrystusa. Jakie to naśladowanie Tego, który stał się „posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej”?
Dziś, gdy działa wbrew świętemu zobowiązaniu, szkodzi. Najpierw sobie. A innym w najlepszym razie nie przyniesie pożytku.
Franciszek Kucharczak