Mieszkańcy 15 wiosek w regionie Gampaha na Sri Lance nadal pozostają bez dostępu do wody pitnej. Jeszcze w lipcu ludzie wyszli na ulicę, by zaprotestować przeciw zanieczyszczeniu wody przez zakład produkujący rękawiczki.
Ostatecznie jednak wielotygodniową pokojową manifestację brutalnie stłumiło wojsko zabijając trzy osoby. Demonstrantów pobito nawet w miejscowym kościele, gdzie szukali schronienia.
Po tych wydarzeniach władze złożyły obietnicę dostarczenia mieszkańcom regionu wody pitnej. Zobowiązały się także przenieść zakład, który stał się przyczyną napięć społecznych. Tymczasem mieszkańcy wiosek obawiają się żądań władz, nakazujących uiszczenie comiesięcznych rachunków za wodę, która jest niezdatna do picia. Ma być to warunek, od którego uzależnione zostanie otrzymanie pomocy.
„Nie możemy spełnić tego warunku. Jesteśmy robotnikami i zarabiamy niewiele. Nigdy nie mieliśmy problemów z dostępem do wody. A teraz, gdy tu jest zakład, nie możemy z niej korzystać, bo ludzie od niej chorują” – mówi jeden z mieszkańców. Woda, którą ma dostarczyć rząd, prawdopodobnie i tak nie rozwiąże do końca problemu, bo nie wystarczy jej nawet do picia, nie mówiąc już o myciu czy praniu. Poza tym czystość dostarczanej wody także pozostawia wiele do życzenia. Rodzice małych dzieci wywożą je do rodzin i znajomych w odległych miejscowościach, by przynajmniej raz w tygodniu bezpiecznie je wykąpać.